Chociaż "Masz talent" opiera się na zużytej przez kino formule spod znaku "dąż do spełnienia marzeń za wszelką cenę", film nie trzyma się ogranych standardów. Powiew świeżości da się wyczuć w obranej przez reżysera formie. Mimo że scenariusz jest inspirowany biografią Paula Pottsa, laureata pierwszej edycji programu "Mam talent" w Wielkiej Brytanii, za nic ma realizm. W tym wypadku nie jest to wada. Dzięki przerysowaniom twórcy udało się bowiem z powodzeniem pożenić dramat i komedię, dwa nieodłączne składniki ludzkiego losu.

Reklama

Filmowego Paula (w przyjemnej interpretacji Jamesa Cordena, znanego z serialu "The Wrong Mans") najlepiej określa właśnie epitet "ludzki". To przeciętniak, który mierzyć się w życiu musi z szarą codziennością – nudną pracą i nieprzyjemnymi okolicznościami przyrody industrialnej Walii. W towarzystwie proletariackiej braci próżno mu szukać interlokutorów do rozmowy o jedynej pasji – operze, w której zresztą jako śpiewak chciałby zrobić karierę. Cóż – nie takie dziury obradzały już w talenty, dlaczego więc i Paul nie miałby dostać szansy, by stać się bożyszczem milionów?

Po bardzo udanym, podszytym melancholią "Wielkim roku" David Frankel kontynuuje opowiadanie o pasji jako jedynym i najważniejszym motorze napędowym człowieka. Reżyserowi nie udaje się uniknąć trywializacji: kiedy jego bohater w wyniku wypadku traci głos, automatycznie popada w depresję. Kiedy zaś może wydobyć z gardła ukochane dźwięki, zdobywa dziewczyńskie serca i zaskarbia sympatię lokalnej społeczności, dotąd traktującej go jako pokracznego grubaska. Miłość Pottsa do śpiewu jest w filmie tak wielka, że przyćmiewa uczucia, którymi darzy rodziców, a nawet żonę.

Jest więc "Masz talent" czymś więcej niźli tylko kolejną opowieścią o drodze do sukcesu. To lekkie, ledwie zarysowane, ale zastanawiające studium artysty, które odstaje od filmowych portretów przedstawicieli bohemy. Wywodzącemu się z nizin społecznych i obdarzonemu przeciętną urodą Pottsowi brakuje pewności siebie charakteryzującej utalentowanych burżujów. Jego talent uwięziony w robotniczym ciele nie jest w stanie łatwo się przebić, ale to nad jego wydobyciem pracuje niespełniony śpiewak. Mimo tego, że kibicujemy mu w tym przez cały seans, trudno uciec od wrażenia, że jego działanie jest niezwykle egoistyczne. To opera jest jego najwierniejszą kochanką, której poświęca wszystko, rzadko zważając na potrzeby otaczających go bliskich.

Chociaż więc Frankel nie pozwala sobie na lustrację złej strony swojego bohatera (wszak za cel postawił sobie film komercyjny, w dodatku oparty na losach prawdziwej postaci), przy odrobinie wyobraźni można wyobrazić sobie, jak Potts leczy kompleksy i przemienia się w męską wersję Mirandy Priestly, naczelnej "Vogue'a" z innego filmu reżysera – "Diabeł ubiera się u Prady". Wbrew pozorom to właśnie ta dwójka mogłaby się poklepać nawzajem po plecach i pogratulować. Oboje mają talent.

MASZ TALENT | Wielka Brytania, USA 2013 | reżyseria: David Frankel | dystrybucja: Forum Film | czas: 103 min