Katastrofa w filmie Antona Megerdicheva jest odpowiednio bardziej spektakularna – stara konstrukcja moskiewskiego metra nie wytrzymuje napięcia, część tuneli zalewa woda, a całej stolicy grozi zapadnięcie w głąb ziemi. Grupa ludzi, którzy przeżyła w wykolejonym pociągu metra, zaczyna żmudną wędrówkę tunelami kolejki, by wydostać się na powierzchnię, co okaże się zaskakująco trudne.

Reklama

Tu i ówdzie można natknąć się na entuzjastyczne recenzje, ale w rzeczywistości "Metro" to w najlepszym przypadku dobrze odrobiona lekcja ze schematów amerykańskiego kina katastroficznego. Próżno szukać tu elementów, których nie widzieliśmy nie tylko w najnowszych hollywoodzkich produkcjach, lecz nawet w klasykach pokroju "Trzęsienia ziemi" czy "Płonącego wieżowca".

Dwóch rywalizujących o kobietę mężczyzn będzie musiało w obliczu zagrożenia połączyć siły, dwójka młodych ludzi po wspólnych przejściach obowiązkowo się w sobie zakocha, mała dziewczynka uratuje jeszcze mniejszego pieska itp. Scenariuszowe mielizny nie są w stanie ukryć pośledniej jakości efektów specjalnych, kiepskich dialogów i papierowych postaci.

Megerdicheva ratuje odrobina cierpkiego humoru i złośliwe spojrzenie na rosyjską rzeczywistość: akcję ratunkową utrudniają tu bowiem nie żywioły natury, ale postsowiecka mentalność urzędników i osławione moskiewskie korki. To jednak zdecydowanie za mało, by uzasadnić wyprawę do kina.

METRO | Rosja 2012 | reżyseria: Anton Megerdichev | dystrybucja: Hagi | czas: 130 min