Monstrum Frankensteina zostaje tu wciągnięte w odwieczną wojnę dobra i zła, trwające od wieków starcie między wysłanymi przez Boga Gargulcami a piekielnymi Demonami. Siły zła pragną na Adamie – bo pod takim imieniem jest teraz znane dzieło Victora F. – poeksperymentować, ożywianie zwłok pozwoli im bowiem podbić świat. Gargulce zaś Adama bronią, choć nie do końca wiadomo dlaczego.

Reklama

Całość jest zaś nie tyle próbą opowiedzenia historii potwora na nowo, ile bełkotliwą, patetyczną mieszanką kina akcji i pseudoreligijnego thrillera w stylu "Armii Boga". I być może dałoby się tę bzdurną historyjkę łatwo przyswoić, gdyby miała choć odrobinę tandetnego uroku staroświeckich produkcji ze studia Hammer Films. Niestety "Ja, Frankenstein" zrealizowany jest najzupełniej serio, a świetni skądinąd aktorzy wygłaszają swoje nadęte kwestie z należytą powagą i kamiennymi minami. Wielbiciele "Frankensteina" znajdą tu parę aluzji do powieści i klasycznych filmów, ale to zdecydowanie za mało.

Doprawdy, lepiej było zostawić w spokoju monstrum czuwające przy zwłokach Victora na biegunie północnym.

JA, FRANKENSTEIN | USA, Australia 2014 | reżyseria: Stuart Beattie | dystrybucja: Kino Świat | czas: 93 min