Gulli z islandzkiego filmu z pewnością nie mógłby znaleźć się na jednym pokładzie z Jackiem Dawsonem z "Titanica". Gruby brodacz o wyglądzie średnio rozgarniętego trolla ma jednak nad blondwłosym cherubinem zasadniczą przewagę. W przeciwieństwie do niego był w stanie przetrwać niezwykle groźną katastrofę.

Reklama

Dlaczego Gulliemu udało się przeżyć? Reżyser Baltasar Kormakur przyznaje bez bicia, że nie ma pojęcia i wydaje się być swą niewiedzą niezwykle rozradowany. Islandzki twórca z jednakową podejrzliwością przygląda się interpretacjom szybujących ku niebu mistyków i twardo stąpających po Ziemi naukowców. Wyraźna sympatia wobec bohatera nie pozwala reżyserowi na wpisywanie jego czynu w przestrzeń patosu. Nawet jeśliby osadzić Gulliego na pomniku, ten i tak zszedłby z cokołu, żeby zasiąść w kącie tawerny i napić się piwa.

Mądry mężczyzna nie próbuje wykorzystać swojej sławy, bo wie, że nigdy w życiu nie będzie miał już szans, by wybić się ponad przeciętność. W scenach poprzedzających katastrofę Kormakur celowo pokazuje Gulliego w trakcie wykonywania wielu banalnych czynności. W kryzysowej sytuacji zamiast odsyłać bohatera do rozmów z Bogiem, każe mu prowadzić absurdalną konwersację z lecącym w pobliżu ptakiem. Pozorna płycizna odsłania przed nami ukrytą głębię. Cud, który wydarza się w tak błahych okolicznościach, sprawia wrażenie jeszcze bardziej fascynującego.

NA GŁĘBINIE | Islandia 2012 | reżyseria: Baltasar Kormakur | dystrybucja: Aurora Films | czas: 93 min