Męskie krocze ma w tej historii znaczenie zasadnicze. Tak jest w porachunkach gangów, kiedy tam właśnie kierowane są decydujące strzały. Tak jest na początku romansu, kiedy kobieta rozkochuje w sobie mężczyznę, klęcząc przed nim. Sceny seksu oralnego rozgrywają się we wszystkich możliwych konfiguracjach bohaterów. Prawie we wszystkich, bo jest też para zakochana platonicznie, na sposób romantyczny, uwznioślony, bez seksu. To Aurora, twarda, posępna przestępczyni, oraz Archanioł, czyli Gabriel, przystojny jak Diego Luna, zawsze w czystej, białej koszuli.
Sceny układają się w serial w konwencji opery o zbrodniarzach. Krew leje się często, zawsze spektakularnie. W strugach deszczu, po pościgach samochodów na czystych parkingach, na tle oślepiającego błękitu nieba albo oceanu. Przesada, kicz, pastisz. W tym reżyser i scenarzysta, Augustin Diaz Yanes, jest dobry. Gorzej z budowaniem napięcia albo przynajmniej spójnej, wiarygodnej opowieści.
Wszystko zaczyna się w Algeciras w Andaluzji, dynamicznym mieście portowym. Z gangu czterech kobiet jedna trafia do więzienia. Nie jest to ostrzeżeniem dla pozostałych. Planują kolejne rabunki. Zrobią wszystko, żeby ich przygody skończyły się zdobyciem dużego majątku. Sposobem ma być ograbienie meksykańskich gangsterów. W drodze do celu jedna z nich wychodzi za mąż za szefa gangu.
Pozwala, by ją bił, poniżał, a ostatecznie wyrzucił z rozpędzonego samochodu na autostradę. Resztę życia spędzi w śpiączce, nie przestając jednak być bohaterką tej historii, nie mniej wiarygodną od reszty postaci. Na tym właśnie polega największy problem tego filmu – Yanes okazuje się dobrym reżyserem, ale słabym scenarzystą.
Niektóre ze scen są doskonałe pod każdym względem – gry aktorów, zdjęć, muzyki. Jest kilka pięknych ujęć kroczącego ulicami Gabriela z pistoletem za paskiem. Są wzruszające rozmowy bohaterek z nastoletnim chłopakiem, który otoczony pozbawionymi zasad kobietami, tęskni za matką stereotypową, opiekuńczą, strofującą, mądrą. Są w końcu spotkania Gabriela, czyli Luny i Aurory, Ariadny Gil – skrzące erotyzmem, świeże.
Jednak pojedyncze dobre sceny nie tworzą spójnej całości, która miałaby swój rytm, wciągała, powodowała ciekawość. Wszystko toczy się od jednego teledysku zbudowanego ze strzelanin, pogoni, bójek, do kolejnego.
Na szczęście raz na jakiś czas, pomiędzy oddawaniem strzałów meksykański gangster rozmarzony nuci pod nosem "Pretty Woman", co przypomina, że wszystko jest tu żartem. Szkoda, bo Yanes po swoim debiucie, "Nadie hablara de nosotros cuando hayamos muerto", uznawany był za jedną z nadziei hiszpańskiego kina.
AURORA I ARCHANIOŁ | Hiszpania, Meksyk 2008 | reżyseria: Agustin Diaz Yanes | dystrybucja: Vivarto | czas: 129 min