Nawet przy największej życzliwości nie sposób nie zauważyć, że "Zwerbowana miłość", reżyserski debiut Tadeusza Króla, jest filmem nieudolnie zrealizowanym. Niedomykające się wątki, kiksy montażowe i scenograficzne, w końcu nieumiejętność pracy z aktorem. Nie tylko Robert Więckiewicz w głównej roli, ale także Maria Seweryn i Sonia Bohosiewicz zagrali najgorsze role od lat.
W filmie chodzi o mocno skomplikowany, podobno oparty na faktach, kryminalno-erotyczny przekręt. Przełom 1988 i 1989 roku, w Polsce idzie ku nowemu. Oficerowie bezpieki nie mogą czuć się bezpiecznie. Andrzej (Robert Więckiewicz) i Siejka (Krzysztof Stroiński) mają pomysł, jak przejąć materiały zdeponowane w bankowej skrytce w Wiedniu. Potrzebna jest im do tego pomoc. Andrzej trafia na prostytutkę Annę (Joanna Orleańska), która nie jest jednak tak naiwna, jak się wydaje.



Romans oficera bezpieki i przebiegłej, niezbyt cnotliwej, urodziwej femme fatale, przypomina oczywiście "Różyczkę" Kidawy-Błońskiego. Tym bardziej że w obydwu filmach rolę ubeka zagrał ten sam aktor, Robert Więckiewicz. Jednak to nie analogie z "Różyczką" są największym problemem "Zwerbowanej miłości". Film nie broni się bowiem ani jako political fiction, ani melodramat. Jest idealnie obojętny.
Reklama
Gdybym jednak musiał znaleźć jeden powód, dla którego warto wybrać się do kina na "Zwerbowaną miłość", byłaby to kreacja Joanny Orleańskiej. Znakomita jako Anna, kiedy trzeba jest zimna i wyrachowana albo wycofana i przerażona. To bardzo dobra rola w kiepskim filmie. Mam nadzieję, że na propozycje ról w lepszych dziełach Orleańska nie będzie musiała długo czekać.
Reklama
ZWERBOWANA MIŁOŚĆ | Polska 2010 | reżyseria: Tadeusz Król | dystrybucja: Best Film