Główny bohater to oczywiście Mikołaj, choć nie święty – w filmie Juhy Wuolijokiego nie ma w ogóle żadnych odniesień religijnych. Fiński reżyser w całkowicie świecki sposób tłumaczy, skąd się wziął gruby facet w czerwonym kubraku, który co roku w Wigilię Bożego Narodzenia roznosi prezenty.
A wziął się z małej lapońskiej wioski. Osierocony mały Mikołaj przez lata znajdował się pod opieką jej mieszkańców – co roku u innej rodziny. I aby okazać swoją wdzięczność, strugał drewniane zabawki, które pod osłoną nocy roznosił po domach swoich dobroczyńców. Gdy trafił wreszcie pod opiekę miejscowego stolarza (surowego gbura, ale wiadomo, że należy spodziewać się przemiany), mógł wreszcie rozwinąć działalność na większą skalę z nadzieją, że zwyczaj obdarowywania ludzi świątecznymi podarkami przyjmie się na dobre.



Fińska wersja opowieści o Mikołąju to kino do bólu wręcz poczciwe, łagodne, toczące się w niespiesznym rytmie. Raczej dla najmłodszych widzów, bowiem rodzicom pozostaje podziwianie pięknych zdjęć i surowych skandynawskich pejzaży. Znudzić się nie zdążą, całość trwa zaledwie 70 minut, a zawsze to miła odmiana w porównaniu z hollywoodzkimi cukierkami bożonarodzeniowymi. Tylko czy może liczyć na widzów? Na pokaz przedpremierowy, na którym byłem, do kina w centrum Warszawy przyszło zaledwie siedem osób. Część widzów wolała "Harry’ego Pottera". Reszta pewnie już czeka na świąteczną powtórkę "Kevina samego w domu".
Reklama
ŚWIĘTY MIKOŁAJ | Finlandia 2007 | reżyseria: Juha Wuolijoki | dystrybucja: Vivarto | czas: 70 min