Błażej Hrapkowicz, komentując nominację w kategorii film międzynarodowy dla "Bożego Ciała" Jana Komasy, stwierdził, że "dużo się mówiło, że ten film ma bardzo duże szanse na nominacje ze względu na dużą kampanię reklamową i dobre recenzje w Stanach". Zwrócił uwagę, że jest to kolejna w ostatnich latach nominacja dla polskiego filmu, ale tym razem nie jest to film Pawła Pawlikowskiego, "który ostatnio zmonopolizował kwestię nominacji oscarowych".
Hrapkowicz ocenił, że Boże Ciało jest świetnym, bardzo dobrze i atrakcyjnie opowiedzianym filmem, który inteligentnie i w bardzo zniuansowany sposób mówi o wielu rzeczach - o wspólnocie, o duchowości, o cielesności". "Wydaje mi się, że Jan Komasa jako reżyser potrafi w dobrym amerykańskim stylu atrakcyjnie, inteligentnie opowiadać w kinie. Amerykańska Akademia Filmowa jak najbardziej to doceniła - dodał.
Hrapkowicz zwrócił uwagę na film "Jojo Rabbit" Nowozelandczyka Taikiego Waititiego, który otrzymał sześć nominacji, m.in. w kategorii najlepszy film. Hrapkowicz przypomniał, że "Waititi zaczynał od kręcenia dosyć ekscentrycznych komedii i dokumentów, później zrobił film +Thor: Ragnarok+, dzięki czemu wszedł do pierwszej ligi hollywoodzkiej". "+Jojo Rabbit+ to z jednej strony opowieść o dojrzewaniu, co Amerykanie znają i lubią. Z drugiej strony to film, w którym głównym bohaterem jest chłopiec należący do Hitlerjugend, którego wyimaginowanym przyjacielem jest Adolf Hitler" - opowiadał. Hrapkowicz ocenił poczucie humoru, które Waititi prezentuje w tym filmie, jako ekscentryczne i trochę niepoprawne. "Bardzo się cieszę, że tego rodzaju kino też zostało docenione" - powiedział.
Zdaniem Hrapkowicza nominacje dla filmów "Pewnego razu...w Hollywood" Quentina Tarantino, "1917" Sama Mendesa, "Joker" Todda Phillipsa oraz "Historia małżeńska" Noah Baumbach nie są zaskoczeniem. "To były tytuły typowane do nominacji w głównych kategoriach" - wyjaśnił.
Krytyk wyraził żal, że Greta Gerwig, która dostała nominację w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany, a sam film "Małe Kobietki" został nominowany jako najlepszy film, nie ma nominacji reżyserskiej. "Wydaje mi się, że to była kolejna okazja, żeby chociaż troszkę poprawić statystyki w Hollywood, gdzie kobiety są niestety bardzo rzadko nominowane w najważniejszych kategoriach. Szkoda więc, że Gerwig została pominięta" - powiedział.
Jeśli chodzi o filmy Netflixa, (w tym roku nominowane są "Historia małżeńska", "Irlandczyk" oraz "Dwóch papieży") to według Hrapkowicza, Akademia nie ma wobec nich żadnych uprzedzeń. "Netflix bardzo dba, żeby autorami ich produkcji byli ambitni twórcy światowego kina" - dodał. "Netflix wpuszcza filmy do kin choćby na dwa, trzy tygodnie, bo zgodnie z regulaminem, żeby film w ogóle mógł ubiegać się o nominację do Oscara, musi przynajmniej tyle czasu być w regularnej dystrybucji kinowej" - tłumaczył krytyk. "Jak widać jest to skuteczna strategia i myślę, ze filmy Netflixowe są już bardzo obecne w pejzażu kina, a być może będą zyskiwały w przyszłości większą rangę" - dodał.