Wydawać by się mogło, że od canneńskiej premiery, gdzie film Pawła Pawlikowskiego oklaskiwano przez kilkanaście minut i ostatecznie nagrodzono za reżyserię, o "Zimnej wojnie" napisano już wszystko. Film nie znika jednak ani z ekranów, ani z ust widzów i krytyków. Zainteresowanie filmem narasta także za oceanem - od blisko miesiąca mogą oglądać go w kinach amerykańscy widzowie. Trwa "sezon nagród", rozdanie goni rozdanie. "Zimna wojna" uzyskuje kolejne nominacje, niektóre statuetki zdobywa, innych nie. Wciąż jednak jest gorącym tematem dyskusji: czy zostanie nagrodzona Oscarem w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, a może także innymi statuetkami?
We wtorek poznamy tytuły filmów nominowanych do tegorocznych 91. Oscarów. "Zimna wojna", która figuruje na licznych zestawieniach najlepszych filmów roku, zarówno krajowych (zeszłoroczna "jedynka" polskiego miesięcznika "Kino"), jak i zagranicznych (pierwsza dziesiątka najlepszych filmów roku w Wielkiej Brytanii i USA wg "Guardiana"), ma szansę na miejsce na liście wraz z ośmioma innymi produkcjami - w tym koprodukowaną przez Polaków kazachską "Ayką" Siergieja Dworcewoja. Na shortliście prócz filmu Pawlikowskiego znalazły się także wyróżnione przez canneńskie jury i jury ekumeniczne libańskie "Kafarnaum" Nadine Labaki, nagrodzony canneńską Złotą Palmą obraz Japończyka Hirokazu Koreedy "Złodziejaszki", docenione w Cannes przez jury FIPRESCI południowokoreańskie "Płomienie" Lee Chang-Donga, dostrzeżeni przez publiczność w Sundance duńscy "Winni" Gustava Moellera, kolumbijskie "Sny wędrownych ptaków" w reż. Cristiny Gallego i Ciro Guerry oraz niemiecki "Work without Author" Floriana Henckela von Donnersmarcka.
Największym konkurentem "Zimnej wojny" jest porównywana z filmem Pawlikowskiego meksykańska "Roma" autorstwa przyjaciela polskiego reżysera, Alfonso Cuarona – utrzymany w czarno-białej tonacji powrót twórcy do czasów dzieciństwa utrzymany w czarno-białej tonacji, doceniony do tej pory m.in. Złotym Lwem w Wenecji, Złotymi Globami dla najlepszego filmu zagranicznego i dla najlepszego reżysera, czterema nagrodami Critics Choice (najlepszy film, reżyser, film zagraniczny, zdjęcia) oraz siedmioma nominacjami do nagród BAFTA.
Największa gwiazda polskiego filmu, Joanna Kulig, która wcieliła się w Zulę - młodą dziewczynę szukającą szczęścia w powstającym zespole ludowym Mazurek - hołubiona jest nie tylko przez krytyków, doceniających jej gruntowne przygotowanie do roli i mistrzostwo w jej odtworzeniu, ale także przez zwykłych widzów, zachwyconych naturalnością i wdziękiem aktorki. Emocje wzbudza nie tylko każdy sukces Kulig, ale również wszystkie przejawy jej aktywności - zarówno zawodowej, jak i internetowej, autopromocyjnej. Szeroko rozchodzą się zarówno wieści o jej kolejnych sukcesach - w tym otrzymanym w ostatnich dniach za "szczerość, autentyczność i silną osobowość" Paszporcie "Polityki" w kategorii film, ale także kontrakcie podpisanym z hollywoodzką agencją aktorską CAA, do której podopiecznych należą także m.in. Meryl Streep, Brad Pitt, Tom Cruise i Leonardo di Caprio.
Licznie udostępniane są także przedstawiające ciężarną Kulig zdjęcia lub publikowane przez nią w mediach społecznościowych posty - jak choćby ten, gdy w Stanach, gdzie od kilku tygodni intensywnie promuje "Zimną wojnę", żywiołowo zareagowała na otrzymaną Europejską Nagrodę Filmową dla najlepszej aktorki.
Jednak, jak przyznała w rozmowie z Katarzyną Kubisiowską opublikowanej w najnowszym "Tygodniku Powszechnym", Kulig jest trochę przestraszona odzewem ludzi w Polsce. - EFA to w końcu europejskie Oscary, a "Zimna wojna" dostała ich aż pięć. Więc w pewnym sensie cieszę się, że jestem teraz w Ameryce, z dala od centrum szumu medialnego, bo chyba nie dałabym rady podołać wszystkim oczekiwaniom. Ale jednak radość jest ogromna, co widać na filmiku, który wrzuciłam na Instagram, zaraz po ogłoszeniu werdyktu. Darłam się ze szczęścia jak szalona, aż w pewnym momencie przestraszyłam się, że może dojść do wcześniejszego porodu - dodała.
O podobnych emocjach opowiedziała w rozmowie z Pawłem Pawlikowskim w styczniowym polskim "Vogue'u". Pytana przez reżysera o to, czego się boi, odpowiedziała, że tego, iż już nigdy nie trafi jej się tak wspaniała rola. - Będąc tu, widzę, że mamy duże szanse na nominację za nieanglojęzyczny film, ale na to, żebym ja miała być nominowana? Nie sądzę. A ludzie się tak nakręcili, jakby to już się stało. Boję się ich wielkiego rozczarowania - wyznała.
Kulig, która w obu magazynach jest bohaterką okładki, objawieniem światowego kina okrzyknięta została już po Cannes, gdzie zachwycały się nią m.in. Julianne Moore i Juliette Binoche, a później także choćby Natalie Portman. O aktorce entuzjastycznie pisano także m.in. na stronie amerykańskiego "Vogue'a", na należącym do "New York Magazine" portalu "Vulture", w magazynie "Hollywood Reporter" i ostatnio w "Vanity Fair". Wielki aplauz zebrało jej zdjęcie w magazynie "W", który co roku publikuje swoją listę najlepszych aktorów. Kulig, sportretowana przez Tima Walkera, znalazła się tam obok m.in. Nicole Kidman, Mahershali Aliego, Margot Robbie, Willema Dafoe, Timothee Chalameta, Saoirse Ronan, Amy Adams i Ramiego Maleka.
Wywiady i sesje zdjęciowe, w których Kulig bierze udział, to jedynie drobny element kampanii promocyjnej filmu. Jak tłumaczyła Kubisiowskiej, promowanie "Zimnej wojny" w Stanach polega głównie na spotkaniach z członkami Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. "Wszystko zaczęło się na New York Film Festival, jednego z najważniejszych festiwali po Wenecji, Cannes, Toronto. Odbywały się na nim liczne pokazy w wyselekcjonowanych kinach, a potem spotkania z członkami Akademii. Zapoznaje się z nimi, podaje się im rękę, bo jak się poda rękę, to jest większa szansa, że cię zapamiętają. Je się lunche z członkami Akademii, rozmawia, czasami są to spotkania na stojąco, czasem na siedząco. W kampanii chodzi o to, by jak największa liczba członków Akademii zobaczyła +Zimną wojnę+" - wyjaśniła.
Producentka obrazu Ewa Puszczyńska z firmy Opus Film w rozmowie z PAP przypomniała, że koordynacją promocji filmu za oceanem zajmuje się jego amerykański dystrybutor - Amazon. - To oni, wiedząc doskonale, jak powinny wyglądać kampanie oscarowe, zajęli się promocją "Zimnej wojny". Współpracuje z nimi Nancy Willen i jej zespół z firmy Acme, która zajmowała się promocją +Idy+ aż do szczęśliwego, oscarowego końca - powiedziała.
- "Zimna wojna" jest promowana w Stanach od jesieni. Trudno jest oddzielić wprowadzenie jej na rynek amerykański od kampanii oscarowej, wszystkie działania promocyjne wokół filmu się zazębiają. Film jest pokazywany w Stanach, odbywają się spotkania, ale zbiega się to z Oscarami. Nie można przewidzieć, czy obraz dostanie statuetkę. Myślę jednak, że na pewno wzruszy amerykańską publiczność, zresztą już ją wzrusza. Film został sprzedany do kilkudziesięciu terytoriów na całym świecie, a jedno terytorium to czasem więcej niż jeden kraj - przykładem choćby Skandynawia czy Ameryka Południowa. O wzruszenia widzów nie musimy się martwić, nie brakuje ich już od Cannes - dodała Puszczyńska.
- Efekty promocji filmu na całym świecie są widoczne - obraz otrzymuje wiele nominacji do różnych nagród, niektóre z laurów zdobywa. To jeden z mierników sukcesu tego filmu. W Stanach jest taka tradycja, że niektóre pokazy walczących o Oscary filmów mają swoich gospodarzy. Naszymi byli m.in. Cate Blanchett, Rachel Ward, Alexander Payne. Myślę, że jeśli tacy filmowcy godzą się być gospodarzami naszego filmu, to on się im podoba - podkreśliła.
- Decyzje Akademii są nieprzewidywalne. Nie można się też sugerować sukcesem "Idy". Joasia i Paweł są w Stanach, na konkretne działania jeździmy także my, producenci, czy operator Łukasz Żal. Wspólny koncert w Stanach, przy okazji promując "Zimną wojnę", dał Marcin Masecki z Joasią Kulig. Joasia zresztą śpiewa na różnego rodzaju kameralnych imprezach w Ameryce, muzykę z "Zimnej wojny" także wykorzystuje się do promocji - powiedziała.
Dziennikarz filmowy Artur Zaborski podkreśla, że jeszcze nie widział promocji polskiego filmu w Los Angeles na taką skalę. - Miałem okazję obserwować kilka kampanii polskich filmów oscarowych, zarówno przed ogłoszeniem shortlist i nominacji, jak i po nich - jak było np. z "W ciemności" Agnieszki Holland. Czegoś takiego jak w przypadku "Zimnej wojny" w Hollywood jeszcze nie było. Ciężko znaleźć w Los Angeles dzielnicę bez billboardu "Zimnej wojny", ciężko też spotkać szanowanego krytyka, który by tego filmu nie znał. Ostatnio przy okazji jednej z konferencji prasowych miałem okazję rozmawiać ze śmietanką hollywoodzkich dziennikarzy na temat "Zimnej wojny". Wszyscy znali film, wszyscy go widzieli, dyskutowali o nim, zachwycali się, chwalili - powiedział.
Jego zdaniem film Pawlikowskiego ma ogromne szanse na nominacje i nagrody. - Trzeba podkreślić, że nie są też wyolbrzymione polskie dyskusje o amerykańskim boomie na Joannę Kulig. Niedawno w Arclight, jednym z najważniejszych kin w Hollywood, Joasia miała spotkanie promocyjne. Na pokazie pojawiła się nie tylko kalifornijska Polonia, znakomita większość widzów to byli Amerykanie. Joanna Kulig opowiadała tam anegdoty z przygotowań, z kręcenia filmu, z pierwszych pokazów, i całkowicie porwała tę widownię - opowiadał.
- Działo się to w tym samym czasie, kiedy w sali obok z widzami spotkała się Nicole Kidman, odtwórczyni głównej roli w filmie "Destroyer" Karyn Kusamy. To niesamowite, że nikomu nieznana wcześniej Polka spotykała się z widownią w tym samym miejscu, co Nicole Kidman. To jest właśnie skala sukcesu Kulig - ocenił Zaborski.
Krytyk zwrócił też uwagę na wysokie notowania w oscarowym wyścigu operatora Łukasza Żala, nominowanego do nagród Akademii już wcześniej za "Idę", a ostatnio, za "Zimną wojnę", także do prestiżowej nagrody Amerykańskiego Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych (ASC Award). - On już ma wyrobioną pozycję, jest filmowcem rozpoznawanym na arenie międzynarodowej. Jego nazwisko pojawiało się już niejednokrotnie na listach najlepszych w swoim fachu, ostatnio choćby na liście najważniejszych operatorów XXI wieku według "IndieWire" - przypomniał.
Dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej Radosław Śmigulski zwrócił uwagę, że tegoroczny wyścig po Oscara w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny" to starcie dwóch potęg: promującego "Zimną wojnę" Amazona i Netfliksa, który wyprodukował "Romę". - Są to dodatkowo filmy bardzo do siebie podobne, przynajmniej w swojej konwencji artystycznej. Co z tego zderzania wyniknie, jak to się będzie przekładało na głosy poszczególnych członków Akademii, trudno mi w tej chwili ocenić. Mogę tylko pomóc w promocji w miarę możliwości, trzymać kciuki i mieć nadzieję, aby kampania zakończyła się sukcesem - powiedział.
- Fakt, że Paweł Pawlikowski otrzymał Oscara już za swój poprzedni film, może być dla "Zimnej wojny" zarówno przeszkodą, jak i ułatwieniem. Kolejny tytuł jest zdecydowanie bardziej rozpoznawalny, widzowie zwracają na niego dużo większą uwagę, ale trzeba pamiętać, że naprawdę niewielu spośród twórców filmów nieanglojęzycznych dostało dwa Oscary, w dodatku w tak niedużym odstępie czasu. Na pewno świetnie na promocję nowego filmu Pawlikowskiego wpływają uzyskane nagrody - choćby zdobyte ostatnio Europejskie Nagrody Filmowe. Dzięki kolejnym laurom oczy widzów są wciąż zwrócone na "Zimną wojnę", a członkowie Akademii mogą o niej po prostu usłyszeć, co też nie jest bez znaczenia - dodał.
Szanse na Oscara, jak przypomniał Śmigulski, ma też umieszczona na shortliście wśród 14 innych pełnometrażowych filmów dokumentalnych "Komunia" Anny Zameckiej - obraz o rodzinie, której głową jest nastoletnia Ola, przygotowująca do pierwszej komunii świętej swojego autystycznego brata Nikodema. Film doceniony do tej pory Nagrodą Tygodnia Krytyki w Locarno i - w ubiegłym roku - Europejską Nagrodą Filmową za najlepszy europejski film dokumentalny (Prix Arte), jest - jak podkreślił Śmigulski - "w wielu komentarzach zapominany, a ma wielu zwolenników i bardzo dobrą prasę".
O tym, czy powstała w koprodukcji polsko-brytyjsko-francuskiej "Zimna wojna" znalazła się wśród nominowanych, dowiemy się 22 stycznia. Laureatów Oscarów, najbardziej prestiżowych nagród świata filmowego, poznamy 24 lutego. W tym roku nagrody zostaną przyznane po raz 91.
"Zimna wojna" to film już wielokrotnie doceniany - w tym także ostatnio czterema nominacjami do nagród Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych BAFTA (film nieanglojęzyczny, reżyser, scenariusz oryginalny i zdjęcia), a także nagrodą aktorską dla Joanny Kulig na 30. festiwalu w Palm Springs. Ewa Puszczyńska jednak tonuje nastroje. Jak powiedziała PAP, niezależnie od dobrego przyjęcia filmu i jego licznych dotychczasowych osiągnięć, nie robi sobie większych nadziei na kolejne statuetki, żeby się nie rozczarować.
- Jestem przekonana, i mówię to z absolutną pewnością, zarówno w przypadku "Idy" jak i "Zimnej wojny", że zrobiliśmy dwa wybitne filmy. Niezależnie od tego, czy dostaniemy kolejne nagrody, czy otrzymamy Oscara - to znakomite dzieła, nic tego nie zmieni. Wszystkie nagrody - Oscary, nagrody BAFTA, statuetka z Cannes - to wisienki na torcie i oby się zdarzały, życzylibyśmy sobie ich, ale najważniejsze są filmy i ich doskonałość - podkreśliła.