Według krytyków fabuła filmu nie ma tak wielkiego znaczenia, jak praca, którą wykonała Williams. "Aktorka ożywia tak wiele różnych Marilyn: publiczną, prywatną, prawdziwą i udawaną. Nie znaliśmy Monroe, ale wierzymy, że mogła być właśnie taka. Najprawdopodobniej podziwiamy na ekranie jedną z tegorocznych kandydatek do Oscara" – napisał krytyk "Chicago Sun-Times" Roger Ebert.
"Wielu recenzentów wróży Williams nominację do Oscara" – zauważa Claudia Puig w "USA Today". Lou Lumenick z "New York Post" pisze: "Williams pójdzie do domu z Oscarem za kreację aktorki, która nigdy nie została nawet do niego nominowana".
Zdarzają się jednak też pojedyncze negatywne głosy. Peter Howell z "Toronto Star" twierdzi, iż Michelle Williams nie jest w stanie stworzyć "seksualnego napięcia", które towarzyszyło Monroe. "Jest ładna, ale nie seksowna, przez co trudno uwierzyć w padające z ust innych bohaterów komentarze, które mówią, iż dosłownie spala ekran". Manohla Dargis z "The New York Times" twierdzi natomiast, iż aktorka "stara się jak najlepiej potrafi i czasami to wystarcza. (Ale) jest za chuda do roli".
Poza Williams w filmie grają Kenneth Branagh (jako Laurence Oliver, partner Monroe z "Księcia i aktoreczki"), Dougray Scott (jako Miller) oraz Judi Dench. Aktorka nie była jedyną kandydatką do roli Monroe. Pokonała m.in. Scarlett Johansson i Amy Adams. Obraz, który wyreżyserował Simon Curtis, nie ma jeszcze polskiej daty premiery.