Jaki jest główny bohater 3. sezonu "Belfra"?

Paweł Zawadzki nam się trochę postarzał przez te lata, bo już go znamy od ośmiu i trochę go życie przeczołgało, czego byliśmy świadkami, ale też czego nie byliśmy świadkami. Trzecia seria zaczyna się od wyjścia Pawła z więzienia. Możemy się łatwo domyślić, że ten czas między drugim a trzecim sezonem nie był dla niego łaskawy. I tak też postanowiłem konstruować tę rolę żeby on miał mniej wigoru, odwagi, mniej optymizmu, ale też są rzeczy, które się w nim nie zmieniają i drzemią, gdy na świecie dzieje się niesprawiedliwość zwłaszcza związana z jego uczniami, wtedy czuje się w obowiązku, by ukarać zło i nagrodzić dobro. To taki nasz kowboj. Dowiadujemy się o nim więcej, niż w poprzednich sezonach, mamy tutaj poszerzoną psychologię. Możemy zajrzeć do jego miasteczka, jego domu, jego pokoju z młodości a nawet poznać, jakich miał idoli, jakie nosił t-shirty.

Reklama

Kim inspirowałeś się tworząc postać Pawła Zawadzkiego? Czy ma jakieś cechy prawdziwych nauczycieli, których spotkałeś na swojej drodze?

Trochę tak, zwłaszcza jednego takiego nauczyciela od języka polskiego miałem dawno temu i przynajmniej jedną rzecz od niego zaczerpnąłem - sposób siadania na krześle, bo siadał na oparciu i zaplatał nogi. Paweł Zawadzki odziedziczył to po panu Wojtku.

Reklama

Trwa ładowanie wpisu

Serial "Belfer" już ma miano kultowego, to trudne, czasem straszne słowo. Czy to jest piętno, gdy wchodzi się w ten 3. sezon?

Najgorzej mają drugie sezony, bo po udanej premierze są obarczone największą ilością oczekiwań, czy to będzie to samo, czy coś innego. A jak będzie takie samo, to już widzieliśmy. Strasznie trudno zrobić dobrą dwójkę, a co do trójki, to ja jestem fanem trójek, bo zazwyczaj są bardzo fajne. Czasem śmiało konkurują albo przewyższają pierwszy sezon. Czy tak będzie z 3. sezonem "Blefra"? Nie jest to niemożliwe. On się może spodobać widzom. A spadło z nas trochę po drugim sezonie tego napięcia, oczekiwań, balona. Parę lat przerwy dobrze nam zrobiło.

To będzie granie na luzie?

Luzem bym tego nie nazwał, bo jednak oczekiwania są spore mimo wszystko. Poza tym wiemy, jak łatwo popełnić błąd, poślizgnąć się na własnym sukcesie, także czujność była dość duża i dbałość o formę. Tak naprawdę z poprzedniej obsady "Belfra" tylko ja się ostałem i Kasia Dąbrowska, która przyjechała nas odwiedzić na dwa dni. Śmiałem się, że jestem jedynym strażnikiem pamięci tych dwóch poprzednich sezonów. Wszyscy się wymienili.

Wspomniałeś o nowej gwardii pracującej przy tym serialu. Wśród nich jest dużo młodych aktorów. Jak ty ich postrzegasz, jak się z nimi pracowało? Co ci się w nich podoba a może jest coś, co cię wkurza?

Reklama

Uważam, że jedną z większych zalet naszego serialu jest to, że "Belfer" prezentuje nowe pokolenie aktorów w każdym sezonie właściwie. Niewiele tytułów ma takie możliwości żeby zapewnić im fajne, ciekawe, pełnokrwiste role, a tu siłą rzeczy zawsze są jacyś licealiści potrzebni. Grają to może ciut starsi, ale niewiele, młodzi ludzie, którzy wchodzą w ten zawód, chcą być aktorami. Niektórych z nich uczyłem też osobiście jako "Belfer" w Akademii Teatralnej, więc te dwie rzeczywistości mi się tutaj nachodzą, co jest bardzo miłe dla mnie. Spotkanie swoich studentów w pracy jest takim doświadczeniem, które nas zbliża, łączy, mamy szansę, nie tylko ja żebym się wymądrzał na zajęciach, ale widzimy się w robocie. Oni o tym marzyli, ja trzymałem za nich kciuki, wreszcie to się udaje i dla mnie jako dla profesora to jest bardzo fajny moment. Myślę, że dla studenta też, zagrać ze swoim belfrem.

Nie masz w głowie myślenia: "Matko, jaki jestem stary. Już czas…".

A to wiadomo, że czas płynie. Ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że przed kamerą pierwszy raz stanąłem 35 lat temu. To jest jakaś przerażająca liczba, nie chce mi się w nią wierzyć, przeliczyłem parę razy i pewnie jeszcze przeliczę i się okaże zawyżona. No, ale na razie nie chce maleć, co roku rośnie. Te nasze obsady "Belfrowe" to są młodsi albo nawet dwa razy młodsi, ale bardzo im kibicuje, trzymam kciuki. Czasem służę im jakąś radą, czasem oni mnie zaskakują. Nie należę do tych belfrów, którzy nadmiernie narzekają na naszą młodzież, że to już nie jest ta sama młodzież. To jest fajna młodzież. Właściwie poza ubiorem, czasami sposobem wyrażania siebie w świecie, ale gdzieś tam nasze dusze są podobne i te nowe pokolenia tak samo chcą po prostu robić dobre kino, dobrą rozrywkę, dobrze się zaprezentować i pod tym względem jesteśmy tacy sami.

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że "trzeba mieć dużo pokory żeby przez wiele lat grać tę samą rolę". "Belfra" też się to tyczy?

To jest takie wyzwanie nowych czasów. Zawsze by się mogło wydawać, że wyzwaniem dla aktora jest kreowanie nowych ról i nowych postaci, oczywiście to jest bardzo ambitne i wspaniałe zadanie, jeśli można je realizować, ale nasza rzeczywistość jest taka i nie ma się, co na nią obrażać, że widzowie lubią wracać do tych samych postaci i historii. Jest to właśnie wyzwanie nowych czasów, że muszą się z tymi samymi postaciami mierzyć przez dłuższy czas. Trzeba do tego dużo pokory i takiego wewnętrznego nastawienia i zasad żeby powstrzymać nawet swoje twórcze zapędy a skupić się na wykonaniu tej roboty, która jest do wykonania. Nie jest to łatwe zadanie. Z tym "Belfrem" jest podobnie. Bardzo ciekawe jest to, że mieliśmy tę przerwę wieloletnią i pomyślałem sobie, że muszę z tego uczynić walor i pokazać, że ten Paweł się postarzał.

Rozumiem, że jak będzie "Belfer 4" i "Belfer 5" to wchodzisz w to?

Nie wiem, musiałbym przejrzeć swoją umowę, czy mam wybór, czy mogę nie wejść w to (śmiech), ale z "Belfrem" wiąże mnie większość dobrych wspomnień. Lubię ten tytuł, lubię tę postać, tę historię. Dzisiaj rozmawiamy przy okazji premiery 3. sezonu, trudno wybiegać myślą do przyszłych działań, zwłaszcza, że nic na razie o nich nie wiadomo.

Co było największym wyzwaniem w pracy na planie "Belfra 3"?

Chyba parodniowy rejs naszym żaglowcem, który okazał się trudnym miejscem do pracy filmowców, o czym się wielu z nas przekonało. Ja na szczęście, odpukać, znalazłem się w grupie, której nie dopadła choroba morska, ale byłem w zdecydowanej mniejszości. Niektórzy mieli ciężki czas, ale warto było się w tę przygodę udać, bo zwłaszcza pierwszy odcinek zyskał nieprawdopodobną scenerię do rozegrania się naszego pierwszego dramatu.