Wszystkie cztery odcinki serialu "Migranci" są dostępne na platformie Polsat Box Go.
O czym jest serial?
Każdy z czworga bohaterów i bohaterek musiał zmierzyć się z wielkimi wyzwaniami. Marina i Tetiana opuściły swoje domy z powodu choroby dzieci, którym chciały zapewnić lepsze życie. Anja straciła swoje dziecko, zanim przyszło na świat. Elmi pewnego dnia zobaczył czołgi na ulicach i wsiadł na łódkę, która nigdy nie wróciła do brzegu w jego rodzinnym mieście.
Łączy ich jedno – swoje życie zbudowali od nowa w Polsce. Tworzą sztukę, towarzyszą w żałobie, edukują, pomagają ludziom z trudnymi doświadczeniami, wspierają starszych, bezdomnych i cierpiących, dbają o bliskich w potrzebie i inspirują tych, którzy są wokół nich.
W serialu "Migranci" dzielą się swoimi intymnymi historiami, radościami i trudnościami.
Kto stoi za serialem?
Pomysłodawcą i reżyserem serialu jest Bartosz Wróblewski, za zdjęcia i montaż odpowiada Karol Sawicki, a za produkcję - Ewelina Tomasik.
Dla mnie to aktualna opowieść o tym, czym jest człowieczeństwo i co to znaczy "dom". O emocjach, które towarzyszą wyjazdowi z ojczyzny oraz próbom zadomowienia się w nowym miejscu. O problemach i trudnościach napotykanych po drodze. O rodzinie i budowaniu relacji z drugim człowiekiem, ale też o nas – Polakach. Możemy przejrzeć się w oczach tytułowych migrantów i dowiedzieć czegoś nowego o nas samych.
Zawsze fascynował mnie dokument jako narzędzie do opowiadania ciekawych historii. Z pozoru ludzie, o których opowiadamy, wydają się zwyczajni, ale ich historie pokazują, jak bardzo są wyjątkowi. Pomyślałem, żeby dotknąć mocnego tematu, jakim jest trauma czy też wielka życiowa zmiana – zmiana kraju zamieszkania, kultury, języka. Zależało mi też na tym, aby moi bohaterowie mieszkali już w Polsce dłużej i mieli głębszą perspektywę swoich doświadczeń - mówi Bartosz Wróblewski.
Poznanie Mariny, Anji, Tetiany i Elmiego było dla mnie wielką przygodą: Wspólnie budowaliśmy trumnę, gotowaliśmy w skłocie i byliśmy na niezwykłej osiemnastce. Razem cofaliśmy się w czasie w Pcimiu, a nawet uczestniczyliśmy w pogrzebie. Towarzyszenie naszym bohaterom w codzienności i poznanie ich bliskich było interesującym przeżyciem. Byliśmy razem w wielu miejscach, także tych prywatnych, jak ich domy, w wielu sytuacjach, czasem bardzo intymnych. Obdarzyli nas ogromnym zaufaniem, a ich szczerość widać na ekranie. Dla mnie serial "Migranci" to zarówno śmiech, jak i łzy, ale przede wszystkim poruszające, wciągające i prawdziwe opowieści o ludziach, którzy żyją obok nas - dodaje Karol Sawicki.
Z kolei były rzecznik praw dziecka Marek Michalak tak mówił o swoich wrażeniach po seansie podczas pokazu specjalnego: Pozytywny, dobry przekaz pokazujący człowieka, który przybył i zmienia rzeczywistość tak, jakbyśmy sami chcieli ją zmieniać. Nie zawsze jednak sami potrafimy. Myślę, że jest to film, który z jednej strony uczy pokory, a z drugiej – zapewnia dużą dawkę empatii.
Wspaniały pokaz, wspaniały film. Mam w sobie ogrom radości, że mogłam to obejrzeć. Jednocześnie ten film jest niesamowicie wzruszający. Ale mam przede wszystkim poczucie, że życie jest piękne. Ten film jest o tym, jak bardzo to jest ważne, żeby poznawać drugiego człowieka, ale być też nim autentycznie zainteresowanym - zauważa obecna rzeczniczka praw dziecka Monika Horna-Cieślak.
Kim są bohaterowie?
Marina Hulia
Cieszę się, czeszę się – to musi być wielki naród, ci Polacy, jeśli potrafią nie tylko to wymówić, ale jeszcze odróżnić! – mówi w serialu Marina Hulia o swoich początkach nauki języka polskiego, gdy wyjechała z ukraińskich Czerkasów. Nauczycielka, aktywistka, kobieta-instytucja. Jak nie organizuje szkoły dla czeczeńskich matek i dzieci na dworcu w Brześciu, to z grupą wolontariuszy gotuje i rozdaje jedzenie osobom w kryzysie bezdomności, tańczy z babciami w domu spokojnej starości, gra w teatrze albo przygotowuje pokaz mody dla uciekających przed wojną. W międzyczasie zaśpiewa i rozkręci imprezę, do której wciągnie wszystkich wokół.
Marina przyjechała do Polski, ponieważ jej córka zachorowała z powodu skażenia środowiska naturalnego. Miała dwadzieścia kilka lat, gdy zaczynali w Polsce życie od nowa. Angażowała się w pomoc więźniom, wprowadzała innowacje do systemu resocjalizacji, była doradczynią ds. nauczania dzieci cudzoziemskich przy Ministerstwie Edukacji Narodowej, koordynatorką międzykulturową w Społecznej Akademii Nauk i założyła grupę Dzieci z Dworca Brześć. Zaraża charyzmą, uśmiechem i piosenką nawet wtedy, kiedy życie rzuca jej kłody pod nogi, a opieka nad najbliższymi wymaga od niej poświęceń.
Tetiana Matwiejewa
Mówi, że dla niej bycie dobrą matką, to sprawianie, że jej dzieci są szczęśliwe. I uważa, że to się jej udaje. Zostawiła obiecującą karierę, dobre mieszkanie i szczęśliwe życie pod Kijowem, żeby dać swojemu autystycznemu synowi szansę na pomoc i lepszą przyszłość. Jak sama mówi – w Ukrainie nie ma odpowiedniej edukacji ani systemu wsparcia dla takich dzieci. Co więcej, Ilji po osiągnięciu pełnoletności groziło ubezwłasnowolnienie i odizolowanie od społeczeństwa w szpitalu psychiatrycznym.
Przyjechała więc do Polski i łapała się każdej pracy. Z rozchwytywanej dekoratorki wnętrz stała się sprzątaczką, krawcową, członkinią ekipy remontowo-budowlanej. Nie narzeka, żadnej pracy się nie wstydzi. Emigracja okazała się zbyt dużym wyzwaniem dla jej małżeństwa, więc została sama z dwoma synami pod opieką. Po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi wróciła do pracy w zawodzie – znów urządza i remontuje wnętrza zgodnie z własną wizją. Po pewnym czasie miała tak dużo zleceń, że po wybuchu wojny w Ukrainie zatrudniła kilka osób i stworzyła kobiecą (uchodźczą) ekipę remontową. Wreszcie wraca na dawne tory i znów może zająć się pracą kreatywną i artystyczną – rozwija swój biznes, tworząc płaskorzeźby do wnętrz. Przy tym wszystkim nie przestaje być matką.
Anja Franczak
Najważniejsza osoba w jej życiu to ta, która się nie urodziła. Anja jest Niemko-Chorwatką. Przeprowadziła się do Polski, żeby być ze swoim chłopakiem. Tu zaszła w ciążę, ale dziecko się nie urodziło. Związek się rozpadł, tak jak i Anja. Dowiedziała się, że w Niemczech są specjaliści, którzy w profesjonalny sposób pomagają osobom po stracie kogoś bliskiego – niezależnie od tego, czy ta osoba jeszcze nie przyszła na świat, czy spędziła na nim wiele lat. Będąc pod wrażeniem tej działalności, zdecydowała, że sama chce wspierać osoby, które przechodzą to, co ona. Założyła Instytut Dobrej Śmierci, została pierwszą w Polsce towarzyszką w żałobie, świecką celebrantką pogrzebową i zaczęła edukować na temat odchodzenia.
Elmi Abdi
Ponad 30 lat temu Elmi Abdi wyszedł ze swojego domu w koszuli i sandałach, bez dokumentów i pieniędzy. Do dzisiaj nie wrócił, choć wcale tego nie planował. Wybuch wojny domowej w Somalii sprawił, że niespodziewanie dla samego siebie rozpoczął kilkuletnią tułaczkę po świecie, która zakończyła się Polsce. Tu uczył się polskiego w Pcimiu, grał w piłkę i stał za barem w Warszawie. W pewnym momencie postanowił, że – bazując na własnych trudnych doświadczeniach – poświęci życie niesieniu pomocy ludziom, którzy znaleźli się w podobnej do niego sytuacji. Ma żonę Polkę, dwoje dzieci, własną fundację i tytuł Społecznika Roku 2019. Uważa, że nigdy nie wolno się poddawać, lecz zawsze należy przynajmniej spróbować przezwyciężyć trudności.