Film "Here. Poza czasem" trafi do polskich kin 27 grudnia.
Wielka porażka
Produkcja kosztująca 45 milionów dolarów poniosła klapę w kinach. W USA zarobiła jedynie nieco ponad 12 milionów dolarów, a na świecie dołożyła drugie tyle. W sumie więc budżet zwrócił się ledwie w połowie.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Wszak wiele arcydzieł nie odnosiło sukcesów kasowych. Bardziej martwią druzgocące recenzje. W serwisie agregacyjnym RottenTomatoes "Here. Poza czasem" oceniło pozytywnie jedynie 35 proc. krytyków.
W Polsce nie jest lepiej. Na Filmwebie obraz ma średnią 4.0 w dziesięciostopniowej skali.
"Czysty koncept, który - poza imponujacym cyfrowym odmłodzeniem Hanksa i Wright - nie działa. Nudne i pełne banałów pocztówki z przeszłości" - ocenia Kamil Kalbarczyk.
"Bałem się odmładzania aktorów, a tu większym problemem okazał się pozornie ciekawy koncept - a w każdym razie jego realizacja. Wycinanka scenek bez emocji" - uważa Piotr Guszkowski.
"Bardzo spodobał mi się pomysł na ten film, ale Zemeckis nie do końca poradził sobie z nielinearną narracją. Niektóre wątki (i postaci) ucierpiały na tym" - pisze Marcin Pietrzyk.
Genialny pomysł
Wypada żałować, bo koncept rzeczywiście jest niespotykany. Tom Hanks pracował z Robertem Zemeckisem kilka razy i zawsze z sukcesem. Wystarczy wspomnieć "Cast Away: poza światem", za który aktor dostał Oscara i Złotego Globa. Panowie pracowali też razem na planie disneyowskiego "Pinokia", w którym Hanks zagrał poczciwego Geppetta. To właśnie wtedy wpadli na genialny pomysł.
Byliśmy w Londynie, rozmawialiśmy o filmach i zastanawialiśmy się, czy istnieje możliwość wymyślenia czegoś, co jest całkowicie wyjątkowe i nie zostało jeszcze pokazane na ekranie - wspomina reżyser. Wtedy Zemeckis przypomniał sobie o powieści graficznej Richarda McGuire'a z 2014 roku i opowiedział o niej Hanksowi. Tego wieczoru Tom poszedł do domu, kupił książkę na Kindle'u, a następnego ranka wrócił i powiedział: Mój Boże, to jest właśnie to! Tak zaczęła się praca nad "Here. Poza czasem".
Od licealistów do 80-latków
Akcja filmu rozgrywa się w pewnym amerykańskim domu na przestrzeni jednego stulecia. Hanks i Robin Wright grają Richarda i Margaret, których podglądamy jako zakochanych licealistów, małżonków, aż w końcu jako 80-latków. Zemeckis postanowił też skorzystać z kreatywnych narzędzi do uzyskania efektów specjalnych w filmie. Dzięki nim widzimy, jak Hanks i Wright "podróżują" w czasie.
Reżyser ustawił kamerę w jednym punkcie salonu. Tym, co się porusza – i to dość szybko – jest czas. Właściwie tego nigdy wcześniej nie robiono. Podobne sceny pojawiają się w bardzo wczesnych filmach niemych, zanim wynaleziono język montażu. Ale poza tym, tak, było to ryzykowne przedsięwzięcie - mówi Zemeckis w "Vanity Fair".
Pierwszy taki zabieg w kinie
Zamiast tradycyjnego montażu w filmie wykorzystano "panele" w stylu powieści graficznej, aby przenosić widzów od sceny do sceny. Jest to pierwsze tego typu rozwiązanie w produkcji filmowej i stanowiło spore wyzwanie, ponieważ na ekranie często rozgrywa się wiele scen jednocześnie.
Myślę, że ten film mówi o tym, że warto zaakceptować fakt, że wszystko się zmienia - dodaje 72-letni dziś reżyser. Hanks jest tylko cztery lata od niego młodszy, a jednak obaj marzą o eksperymentowaniu i szukaniu rzeczy, których jeszcze nikt nie zastosował w sztuce filmowej. Dopóki oddychasz, zawsze możesz realizować marzenia - kwituje Zemeckis.
W gwiazdorskiej obsadzie filmu znaleźli się także Kelly Reilly, Michelle Dockery i Paul Bettany.