"Sami swoi", "Nie ma mocnych" oraz "Kochaj albo rzuć" przez lata zdobyły serca milionów Polaków. Zabawne perypetie Kresowiaków Pawlaka i Kargula na stałe weszły do historii polskiej kinematografii.
Film "Sami swoi. Początek" to jak mówi Artur Żmijewski, który jest jego reżyserem, zupełnie inna historia. - Ta myśl pojawiła się nie w mojej głowie, tylko producentów. Zaproponowano mi żebym został reżyserem tego projektu, co wzbudziło mój zachwyt po przeczytaniu scenariusza. I się to stało. Trzy lata temu pierwszy raz o tym rozmawialiśmy. Potem różne perturbacje sprawiły, że rzecz się opóźniła, ale dzisiejszy dzień pokazuje, że stało się i dobrnęliśmy do końca- wyjaśnia.
Kto był najdłużej castingowanym aktorem do "Samych swoich. Początek"?
Przed laty w główne role mistrzowsko wcielili się Władysław Hańcza jako Władysław Kargul i Wacław Kowalski, jako Kazimierz Pawlak. Teraz w rolę dwóch zwaśnionych sąsiadów wcielają się Adam Bobik i Karol Dziuba. Obydwaj trafili do filmu z castingu.
- Adama Bobika reżyser castingu znalazł w pierwszym momencie. Śmiałem się, że był najdłużej castingowanym aktorem, bo jak już wiadomo było, że on, to partnerował wszystkim kolegom i koleżankom, którzy przychodzili. Trzeba było dobrać Kargula, Nahajkę, Manię i tu pojawił się już nasz autorski pomysł na obsadzenie m.in. Anny Dymnej oraz Zbigniewa Zamachowskiego - mówi Żmijewski w rozmowie z Dziennik.pl.
Czy inspirował się trylogią o "Samych swoich"? - Oglądałem "Samych swoich", całą trylogię wielokrotnie, ale nigdy nie miałem takiego pomysłu żeby zrobić taki sam film, jaki zrobił Sylwester Chęciński z Wacławem Kowalskim i Władysławem Hańczą, bo takich aktorów nie ma. Są inni aktorzy, inne czasy, technologia. To jest inny świat, o którym my opowiadamy. To nie jest świat, który oni odwiedzają i postanawiają zostać, tylko świat, który oni musieli opuścić, zmuszeni do wyjazdu na ziemie odzyskane. Używaliśmy innych środków, dekoracji. Ten film może być co najwyżej dopełnieniem trylogii, nie konkuruje z nią - wyjaśnia Żmijewski.