Sobotnia premiera "Killers of the Flower Moon" była najbardziej oczekiwanym i ekskluzywnym wydarzeniem tegorocznego festiwalu w Cannes. Oprócz oficjalnej projekcji z udziałem twórców w Grand Theatre Lumiere zorganizowano zaledwie jeden pokaz dla mediów. Odbył się on w liczącej tysiąc miejsc sali Theatre Claude Debussy.

Reklama

Dziennikarzy akredytowanych na festiwal jest ponad 4 tys. Nic więc dziwnego, że bilety rozeszły się w ciągu kilku sekund, a kolejki do wejścia – mimo deszczowej aury – ustawiały się na już dwie godziny przed rozpoczęciem seansu. Każdy chciał mieć pewność, że zobaczy nowy obraz twórcy "Taksówkarza" – owoc jego dziesiątej współpracy z Robertem De Niro i szóstej – z Leonardo DiCaprio.

Po "Irlandczyku" - nawiązującym do poetyki kina gangsterskiego, które przez lata było jego specjalnością - w "Killers of the Flower Moon" mistrz delikatnie zmienia tonację, mieszając wiele gatunków, jednak najbliżej pozostając konwencji westernu. Scenariusz – współtworzony przez Scorsese i Erica Rotha – został oparty na książce non-fiction "Czas krwawego księżyca" Davida Granna poświęconej narodzinom FBI oraz serii morderstw popełnionych w latach XX w. Oklahomie na Indianach z plemienia Osagów. W związku ze znajdującymi się na tym terenie złożami ropy naftowej plemię to określano mianem najbogatszych Indian Ameryki.

W pierwszych kadrach filmu poznajemy przystojnego, choć niezbyt rozgarniętego Ernesta Burkharta (w tej roli DiCaprio). Mężczyzna przyjeżdża na ranczo swojego wuja Williama Hale’a (De Niro) – mafijnego bossa, który przedstawia się jako przyjaciel Indian, ale w rzeczywistości nie cofnie się przed niczym, by zgarnąć ich majątek. Uświadomiony przez Hale’a, z jak zamożnym plemieniem mają do czynienia, Burkhart postanawia wesprzeć jego nikczemny pomysł na zdobycie bogactwa.

Reklama

Plan chwilowo staje pod znakiem zapytania, gdy Ernest poznaje Indiankę Mollie (Lily Gladstone), która zauroczyła go od pierwszego spotkania. Szybko okazuje się jednak, że pomimo szczerego uczucia mężczyzna cały czas wierzy, że w przyszłości przejmie fortunę rodziny swojej wybranki. Osób do odziedziczenia majątku zostaje coraz mniej, bowiem kolejni krewni giną od strzałów. Pochowawszy siostry i matkę, Mollie zatrudnia prywatnego detektywa, który ma wskazać zbrodniarza. Ale i on niebawem zostaje znaleziony martwy. Cierpiąca na cukrzycę kobieta staje się coraz bardziej nieufna wobec Ernesta. Obawa o życie swoje i lokalnej społeczności jest na tyle silna, że mobilizuje siły na wyprawę do Waszyngtonu. Tam błaga władze o interwencję. W końcu jej wysiłek przynosi efekt – do Oklahomy przyjeżdża agent FBI (Jesse Plemons).

Choć sprawcy zbrodni są znani od początku, trwająca trzy i pół godziny opowieść o ciemnej stronie człowieczeństwa trzyma w napięciu do samego końca. Seans dla prasy zakończyła burza oklasków. Również pierwsze recenzje dowodzą, że Scorsese po raz kolejny zachwycił krytyków.

Reklama

"Arcydzieło, na które warto było czekać"

To całkowicie wciągający film, historia, którą Scorsese postrzega jako ukrytą przeszłość amerykańskiej władzy, epidemię przemocy zanieczyszczającą wodę ludzkości – napisał Peter Bradshaw (The Guardian). David Ehrlich (IndieWire) zwrócił uwagę, że "żaden gawędziarz na Ziemi nie jest lepszy w zacieraniu cienkiej granicy między miłością a wyzyskiem – czy to między dwojgiem ludzi czy dwoma narodami".

Myślenie o związku Ernesta i Mollie jako o metaforze relacji białej Ameryki i Indian z plemienia Osagów może trochę zawężać ogląd, ale to, co Scorsese z tego wyciąga, jest tak potężne, że wymaga rozważenia w szerszym kontekście historycznym – stwierdził. Natomiast David Fear (Rolling Stone) ocenił, że "na taki efekt końcowy warto było czekać". Przede wszystkim jest to dzieło pełne szacunku dla kultury, która przetrwała straszliwą traumę. Obraz wypełniony ekscytującymi odniesieniami do historii kina i eksplorujący granicę między sacrum i profanum. Tak, to arcydzieło – podsumował.

"Killers of the Flower Moon" był jednym z tytułów pozakonkursowych prezentowanych podczas canneńskiego festiwalu. W tej samej sekcji znalazły się m.in. film otwarcia "Kochanica króla" Maiwenn z reżyserką i Johnnym Deppem w rolach głównych, "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" Jamesa Mangolda oraz produkcja HBO "The Idol" Sama Levinsona z Lily-Rose Depp i kanadyjskim wokalistą The Weeknd w obsadzie. W ramach pokazów specjalnych odbywają się projekcje "Pictures of Ghosts" Klebera Menconcy Filho, "Occupied City" Steve’a McQueena i średniometrażowego "Strange Way of Life" Pedro Almodovara.

76. festiwal w Cannes potrwa do soboty 27 maja.

Z Cannes Daria Porycka