Berlinale to tradycyjnie pierwsze wydarzenie w europejskim harmonogramie festiwalowym, podczas którego konfrontuje się filmy amerykańskie z gustem publiczności ze Starego Kontynentu. Wiele tytułów prezentowanych w Berlinie miało wcześniej swoją premierę na najważniejszym festiwalu kina niezależnego w USA – Sundance – ale to w stolicy Niemiec pokazywane są po raz pierwszy w naszej części świata. Czworo twórców, których filmy trafiły na Berlinale, a które zobaczymy także we Wrocławiu, jest zresztą dobrze znanych polskiej widowni.
Laureat Indie Star Award z AFF w 2018 roku, Alexandre Rockwell, zaprezentuje nowy kameralny film "Sweet Thing" – z udziałem swoich dzieci, Lany i Nico, którzy wcielają się tu w uciekinierów ze świata dorosłych, pragnących zachować niewinność wbrew ponuremu otoczeniu. Swoisty sequel do pokazywanego na AFF w 2010 roku filmu Rockwella Stópki (Little Feet) to rzadko dziś spotykany przykład historii opowiadanej z perspektywy dzieci i znakomity przykład kina zrealizowanego w duchu do-it-yourself, w którym Rockwell osiągnął mistrzostwo – całość została nakręcona w czerni i bieli na taśmie super-16 mm.
Josephine Decker (Madeline i Madeline) powróci do Wrocławia z thrillerem psychologicznym "Shirley", opartym na epizodzie z życia poczytnej pisarki Shirley Jackson. Reżyserce udało się zgromadzić na planie znakomitą obsadę – na czele z Elisabeth Moss (Opowieść podręcznej, Mad Men, The Square) i Michaelem Stuhlbargiem (Tamte dni, tamte noce, Poważny człowiek). Decker w mistrzowski sposób zaciera granice między fikcją a biografią: osadzona w środowisku intelektualistów lat 50. historia przeplata się tu z mrożącymi krew w żyłach opowieściami z książek Jackson.
Pierwsza krowa (First Cow), nowy film uwielbianej przez widzów obu naszych festiwali Kelly Reichardt (Old Joy, Wendy i Lucy), także miał europejską premierę na Berlinale, a w trakcie American Film Festival zostanie pokazany po raz pierwszy w Polsce. Podobnie jak w filmie Reichardt z 2010 roku Meek’s Cutoff, akcja filmu rozgrywa się w czasach podboju Dzikiego Zachodu i ukazuje mniej znane aspekty życia osadników, często outsiderów, tym razem z perspektywy kucharza i chińskiego imigranta.
Prawdopodobnie najważniejszym tytułem, który trafił z Sundance – przez Berlinale – do Wrocławia jest wstrząsający, choć niezwykle subtelnie opowiedziany dramat Elizy Hittman, (znanej naszej publiczności z Beach Rats z 2018 roku) zatytułowany Never Rarely Sometimes Always. Film ukazuje kilka dni z życia mieszkającej w małym miasteczku nastolatki, która stoi u progu ważnej decyzji życiowej. Obraz uwodzi swoim realizmem, ale i powszechnością doświadczenia głównej postaci, będącego wciąż tematem tabu. Reżyserka przygląda się swojej bohaterce z wielką wrażliwością, tworząc idealny przykład prawdziwie niezależnego amerykańskiego kina – takiego, jakie najbardziej cenimy na American Film Festival.
Połączone edycje 11. American Film Festival i 20. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty zapraszamy od 5 do 15 listopada.