"To najważniejszy film lat 60., czasu kontrkultury, który wygasał, zaraz miał się roztrzaskać, ale póki trwał, był piękny" - powiedział PAP krytyk, filmoznawca i wykładowca akademicki Michał Oleszczyk.
Pod koniec lat 60., Amerykanie wciąż tkwili w Wietnamie, hippisi szykowali się na festiwal w Woodstock, a Neil Armstrong do postawienia stopy na Księżycu. W tym samym 1969 r. premierę miał "Swobodny jeździec" w reżyserii Dennisa Hoppera, wyprodukowany przez Petera Fondę, z nimi oboma w rolach głównych.
Jak pisze w "Hollywood Reporter" Susan King, "rok 1969 był przełomowy dla amerykańskiego kina. Choć powstawały jeszcze superprodukcje w stylu +Hello Dolly!+, do głosu doszło kino kontrkulturowe. W kinach pojawiły się +Nocny kowboj+ Johna Schlesingera, +Ostatnie lato+ Franka Perry'ego i +Chłodnym okiem+ Haskella Wexlera (…), ale największym echem odbił się +Swobodny jeździec+".
Michał Oleszczyk zwraca uwagę, że choć "film ma dużo wad, jest naiwny, to jest wyjątkowy, bo chwyta ducha czasu". Według krytyka "Dennis Hopper bardzo dobrze wyczuł moment i uchwycił ducha tamtego okresu". - To był okres, w którym na pograniczach amerykańskiego głównego nurtu powstawały rzeczy często szokujące, tzw. filmy klasy B, produkowane przede wszystkim przez Rogera Cormana. Na marginesie wielkich wytwórni, które wtedy przeżywały wielki finansowy upadek, rodziły filmowe eksperymenty – stwierdził.
"Swobodny jeździec" był jednym z nich. Bohaterami są Wyatt (Fonda) i Billy (Hopper), którzy po udanej narkotykowej transakcji wyruszają wzdłuż Ameryki. Środkiem transportu są ich motocykle. Po drodze trafiają do więzienia (wyciąga ich Jack Nicholson, który potem rusza z nimi, ale podróż nie skończy się dla niego dobrze), uczestniczą w karnawałowym święcie Mardi Gras w Nowym Orleanie, a wszystko w towarzystwie narkotyków.
Film Hoppera miał skromny budżet, ale obok świetnych aktorów, miał także doskonałego operatora i znakomitą muzykę w tle. To jeden z pierwszych obrazów, na którego ścieżce dźwiękowej nie znalazła się oryginalna muzyka, ale piosenki napisane wcześniej. Od początku pracy nad filmem Fonda i Hopper planowali użyć współczesnych rockowych songów. Wśród nich znalazły się utwory The Band, The Byrds, The Jimi Hendrix Experience i "Born To be Wild" Steppenwolf.
Operatorem był Laszlo Kovacs. - Twórcy byli świadomi tego, że w tle tej podróży motocyklowej musi zaistnieć prawdziwa Ameryka, taka, jakiej na ekranie jeszcze nie było. Za ten nowy powiew realizmu odpowiada Laszlo Kovacs, uciekinier z komunistycznych Węgier, który świeżym okiem rejestrował Amerykę. Tworzył dokumentalne zdjęcia, chwytając na świeżo ujęcia przydrożnych barów, stacji benzynowych. Jest współtwórcą sukcesu filmu - powiedział o Kovacsu Oleszczyk.
Krytyk zwraca również uwagę, że film odwołuje się kina kowbojskiego, ale jednocześnie prowokuje, pokazując, jak bohater przemyca narkotyki w baku z amerykańską flagą. - "Swobodny jeździec" był doświadczeniem narkotycznym, psychodelicznym, ludzie brali LSD, oglądając film. Cała słynna sekwencja erotyczno-narkotyczna na cmentarzu jest zrobiona, żeby współuczestniczyć w tym doświadczeniu. Wystarczyło zażyć coś halucynogennego i oglądać poszerzoną rzeczywistość - stwierdził Oleszczyk.
Film, przy budżecie kilkuset tysięcy dolarów (choć Fonda w wywiadach wspomina, że na planie wszyscy płacili jego kartą kredytową i skutecznie czyścili mu konto), zarobił kilkadziesiąt milionów dolarów. Otrzymał nominację do Oscara za scenariusz, a Jack Nicholson dostał nominację aktorską. Z kolei Hopper otrzymał nagrodę za debiut reżyserski na festiwalu w Cannes.
Reżyser i producent Roger Corman wspominał w jednym z wywiadów, że to właśnie sukces "Swobodnego jeźdźca" pokazał dużym wytwórniom, że niezależne filmy mogą odnieść sukces. To otworzyło wytwórnie na młodych, niezależnych twórców. Oleszczyk zauważa jeszcze, że bardzo istotne jest, że "film jest proroczy, jeśli chodzi o śmierć kontrkultury". - W 1969 r. następuje przesilenie kontrkulturowe, za chwilę wydarzy się kilka dramatów, jak choćby śmierć żony Romana Polańskiego, Sharon Tate. Ameryka odwróci się od hippisów, a finał tego filmu dokładnie to przewiduje. Dwóch rednecków, amerykańskich prostaków, którzy jadąc swoją półciężarówką napotykają głównych bohaterów, strzela do nich. Film pokazuje, że Ameryka nie jest wcale gotowa na zmiany. Koniec końców przyjdzie kontrrewolucja i tak się stało. Przyszły konserwatywne rządy Nixona, potem Reagana - stwierdził Oleszczyk.
Zapowiedzią końca kontrkultury jest też najsłynniejszy tekst z filmu, który wypowiada Peter Fonda: "we blew it" (schrzaniliśmy to). Peter Fonda powiedział, że jego zdaniem piękno "Swobodnego jeźdźca" polega na tym, że kończy się śmiercią głównych bohaterów. "Proste zakończenie historii powoduje, że po obejrzeniu widzowie znowu będą do niego powracać i rozgryzać go na nowo" - powiedział.