Podczas festiwalu filmowego w Berlinie pokazano film Agnieszki Holland, zatytułowany "Pokot". Film zbiera bardzo różne oceny. W Europie wskazuje się na jego ekologiczne przesłanie, chwaląc jednocześnie warsztat filmowy.

Reklama

"Nie uszło uwagi zagranicznych mediów, że „Pokot” to kolejny w konkursie tegorocznego Berlinale, obok węgierskiego filmu „On Body and Soul” w reżyserii Ildiko Enyedi obraz który porusza temat mordowania zwierząt i tego jaki ten proceder ma wpływ na zachowania ludzi, ich wrażliwość i mentalność. Zdaniem Agnieszki Holland to być może nie przypadek ale znak czasu. Oba filmy pochodzą z postkomunistycznych krajów, w których rządy zmierzają w stronę autokratyzmu. Także na Węgrzech kilka lat temu zrealizowany został „Biały Bóg” Kornela Mundruczo, w którym bezpańskie psy, główni bohaterowie filmu staja się metaforą godności i wrażliwości i praw najsłabszych. We wszystkich tych filmach mamy do czynienia ze zderzaniem się dwóch mentalności, z których jedna chce podporządkować sobie kobiety, niepełnosprawnych, gejów, zwierzęta, nie respektując ich praw a na tym przede wszystkim polega demokracja" - pisała w relacji dla dziennik.pl Mariola Wiktor.

Takie podejście nie podobało się Cezarem Gmyzowi, który po pokazie napisał na Twitterze:

"Jestem po premierze Pokotu Holland na Berlinare. Głęboko antychrześcijański, właściwie pogański film. Apoteoza ekoterroryzmu".

Twitter

Słowa Gmyza nie wszystkim przypadły do gustu. Michał Oleszczyk, krytyk filmowy oraz były dyrektor artystyczny festiwalu w Gdyni w reakcji na słowa Cezarego Gmyza napisał na swoim Facebooku. Co ważne, pisał nie tylko o tym jednym wpisie, ale o wykorzystywaniu filmu do walki politycznej w oderwaniu od jakości artystycznej.

"Berliński wpis Cezarego Gmyza o "Pokocie" Agnieszki Holland (filmie, którego sam jeszcze nie widziałem) traktuję jako pierwszą zmarszczkę na wodzie. Żyjemy w tak głupio przewidywalnej, bipolarnej rzeczywistości, że mogę już teraz wystąpić jako Wasz facebookowy wróżbita: otóż będzie wokół tego filmu niezła ideologiczna chryja - zwłaszcza, że strona przeciwna Gmyzowi już chwali "Pokot" za "celność w opisie współczesnej Polski", a częścią strategii promocyjnej na pewno będzie podkreślanie w zachodnich mediach, że "this is how things are in Poland now".

W mojej szklanej kuli już teraz widzę tę okładkę "Do Rzeczy": Holland łamiąca krzyż na kolanie z diabolicznym śmiechem, w tęczowej opasce na czole i z wisiorkiem z pacyfą; widzę też okładkę "Newsweeka": Holland na barykadzie, osaczona przez prawicowców przebranych w myśliwskie stroje (po jej czole spływa błoto, brunatne jak sama esencja faszyzmu). Skąd to wiem? Because this is how things *actually* are in Poland now.

Pytanie, czy ktokolwiek w tym wszystkim zachowa się jak krytyk filmowy i napisze wprost, co w tym filmie jest dobre, co jest słabe -- i nie powiąże tych elementów ze "słusznością" czy "niesłusznością"...? Zanim wszystkich nas obryzga śmierdząca fala tej awantury, przy której spory o "Idę" wydadzą się zapewne przedszkolem, weźmy głęboki oddech i zapytajmy sami siebie, czy kultura ma być dla nas matą do judo, czy przestrzenią rozmowy.

Osobiście deklaruję, że choćby Holland nakręciła film, z którego przesłaniem dziko się nie zgodzę, to przede wszystkim skupię się na tym, czy artystyczna jakość tego filmu jest w moich oczach zadowalająca. Są filmy tej reżyserki, które kocham ("Olivier, Olivier", "Gorączka") i są takie, których nie lubię ("W ciemności", "Całkowite zaćmienie"), ale zawsze interesuje mnie, co i jak ma do powiedzenia.