Roman Wilhelmi był jednym z największych współczesnych polskich aktorów. Gdyby żył, obchodziłby w czerwcu 80 urodziny. Niebawem minie 25 lat od jego śmierci. Marcinowi Rychcikowi udało się pokazać Wilhelmiego bez upiększeń, jako wielkiego aktora poprzez prezentację jego najważniejszych ról, a także jako pełnego namiętności człowieka.

Reklama

Pierwotna wersja książki, w której o Wilhelmim opowiada wiele znakomitości polskiej sceny, została uzupełniona rozmowami i komentarzami jego syna oraz drugiej żony aktora, Mariki Kollar-Wilhelmi, których oczami autor stara się odszyfrować trudne życie osobiste aktora.

Książka zawiera też wiele niepublikowanych dotąd zdjęć z prywatnego archiwum rodziny. - Jedyne nasze zdjęcie z planu "Dyzmy", jest dobrym podsumowaniem naszej relacji - czytamy wypowiedź Rafała Wilhelmiego w książce. - Można się na nim doszukać serdeczności, ale ja jestem tam trochę zabawką, a on, żeby jak zawsze było śmiesznie, posługuje się mną jako fajnym gadżetem. Czasem w taki sposób maskował brak normalnych relacji i nieumiejętność rzeczowej rozmowy ze mną. (...) Później utrwaliła się we mnie pewna klisza: on się mną nie interesuje. A kiedy byłem już pełnoletni, uznałem, że z tęsknotą za ojcem muszę poradzić sobie sam. Zasypałem w sobie potrzebę nawiązania z nim kontaktu i wyjaśnienia jego obojętności. To był dla mnie zamknięty rozdział. Wcześniej czekałem z otwartym sercem na jego gest, nie mając zresztą większych oczekiwań... ale Roman wówczas mi swego serca nie udostępnił. Zamknął się na mnie, ja zrobiłem to samo. Nie był to odwet. Po prostu w ten sposób łatwiej jest żyć.