Zanim zdąży się mrugnąć, on ogoli głowę i – niczym biblijny Samson à rebours – odzyska moc obijania zakazanych gąb londyńskich zakapiorów. O dziwo, nie będzie mu towarzyszył przy tym charakterystyczny uśmieszek, a przy finałowym ciosie Statham nie rzuci zabawnego bon motu. "Koliber" może zaskoczyć obeznanych z dotychczasowym dorobkiem Brytyjczyka, gdyż gra on tutaj straceńca skazanego na porażkę, który podnosi się z kolan po raz ostatni, aby naprawić to, co wcześniej koncertowo schrzanił. Naprawić złamane życie jednak nie jest łatwo.

Reklama

Film wyreżyserował Steven Knight, scenarzysta "Wschodnich obietnic", co widać chociażby w sposobie, w jaki został odmalowany portret kryminalnego półświatka trzęsącego brytyjską stolicą. Notabene Londyn wygląda w obiektywie Chrisa Mengesa wprost paskudnie. Takie referencje zobowiązują, zaś "Koliber" jest rozstrzelony fabularnie, stoi w istnym rozkroku gatunkowym, lawirując pomiędzy typowym filmem sensacyjnym o zemście i potrzebie rozgrzeszenia a poważniej ujętym tematem wyalienowania, wyobcowania ze społeczeństwa, ciążąc chwilami ku ostatnim, pamiętnym scenom "Pierwszej krwi", jednak stanowczo zbyt rzadko. Na plus, i wcale nie z obowiązku, zaliczyć trzeba pełnoprawną, solidną rolę Agaty Buzek.

KOLIBER | reżyseria: Steven Knight | dystrybucja: Monolith