Stephen Sommers mniej więcej od dziesięciu lat zajmuje się kinematograficzną reanimacją. Jako miłośnik starych horrorów ze studia Universal w 2001 roku przerobił "Mumię" na modłę efekciarskich filmów przygodowych, potem to samo zrobił z klasycznymi monstrami z czarno-białych klasyków, które wymieszał w mało zjadliwym "Van Helsingu" z Hugh Jackmanem. Całkiem niedawno, wzorem Michaela Baya, tchnął życie w plastikowe figurki. Jego młodszy kolega zajął się wielkimi robotami ("Transformers"), a Sommers zainteresował się popularnymi żołnierzami z logo Hasbro na czole. Obaj rozbili bank.
Szaleństwo związanie z marką G.I. Joe dotarło do nas w latach dziewięćdziesiątych: mieliśmy u siebie komiksy, w wypożyczalniach królowały filmy animowane, zaś w sklepach zabawkarskich rządziły figurki z plastiku. Zrobiło się z tego wszystkiego wcale nieliche popkulturowe uniwersum, wobec czego wiele dorosłych dzieciaków kręciło nosem na fabularne nieścisłości wyreżyserowanego przez Sommersa "G.I. Joe: Czasu Kobry". Nie przeszkodziło im to jednak zostawić w kasach kin ponad setki milionów dolarów.
Pewnie podobnie będzie i w przypadku wchodzącego na ekrany sequela z podtytułem "Odwet". A o co chodzi tym razem? Bez niespodzianki – o eksplozje, pościgi, strzelaniny i mordobicia.
G.I. JOE: ODWET | USA 2013 | reżyseria: Jon M. Chu | dystrybucja: UIP | czas: 110 min