- Historia maharadży, „ojca” tysiąca polskich dzieci nie jest znana ani w Polsce ani w Indiach. Ocalonych, którzy mogą z pierwszej ręki opowiedzieć o wydarzeniach tamtych lat z roku na rok ubywa, dlatego tak ważne jest, by film powstał - mówi w rozmowie z dziennik.pl AnuRadha z filmowego studia Aakaar.
O Jamie Sahebie dowiedziała się przypadkiem, przeczesując informacje w sieci. Poruszona wielkodusznością nieznanego możnowładcy, który w czasie wojny wybudował całą wioskę dla polskich dzieci, tułających się po sowieckich republikach, zaczęła drążyć sprawę.
Szybko uznała, że to idealny temat na film. Po kilku miesiącach udało jej się namówić do współpracy nie tylko indyjskie władze ale i Polaków. Narodowy Instytut Audiowizualny ze środków przyznanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazał na realizację filmu 200 tys. zł.
Dobrodziej w turbanie
Jam Saheb dziedzic księstwa Nawanagar, czyli Dobra Ziemia nasz kraj znał nie tylko z lekcji geografii. Wspominał, że w młodości spotkał Ignacego Paderewskiego, a działając w gabinecie wojennym Wielkiej Brytanii miał okazję poznać gen. Władysława Sikorskiego. Dlatego, gdy w 1941 roku podpisano układ Sikorski-Majski, na mocy którego amnestią objęto Polaków przetrzymywanych w sowieckich łagrach, w tym tysiące polskich dzieci, zaproponował pomoc.
W pobliżu swojej nadmorskiej rezydencji wybudował nowiutkie osiedle złożone z 60 parterowych, pokrytych czerwoną dachówką baraków. W ciągu czterech lat działania obozu schronienie znalazło tu około tysiąca polskich dzieci – zwożonych do Indii specjalnymi transportami z sowieckich domów dziecka, szpitali i innych, równie koszmarnych, miejsc. Jam Saheb zapewnił im nie tylko wikt i opierunek, ale też zadbał o to, by dzieciom nie brakowało atrakcji. W obozie działały m.in. biblioteka, szkoła tańca, teatrzyk, prężnie rozwijało się harcerstwo. Funkcjonowała też szkoła. Polacy wspominają, że potężny władca był miłośnikiem "Chłopów" Władysława Remonta i brał czynny udział w życiu dzieciaków. Oglądał przedstawienia, nagradzał malców słodyczami i organizował im przyjęcia w pałacu.
Śladem Jama Saheba poszło kilku innych hinduskich maharadży. Dzięki ich pieniądzom i środkom Rządu Polskiego na Uchodźstwie, który łożył na opiekę nad dziećmi w całych Indiach, udało się dać schronienie 5 tys. polskich sierot. Malcy mieszkali nie tylko w Balachadi, ale też w tzw. obozach przejściowych, m.in. w Karaczi oraz w Valivade, dużym ośrodku, gdzie mieszkali również dorośli.
Miłość w słońcu Nawanagaru
Dziś wszyscy ocaleni mają przeszło 80 lat, ale o wojennej tragedii opowiadają tak, jakby zakończyła się ona zaledwie wczoraj. W filmie wystąpi sześcioro Polaków (jeden z bohaterów niestety zmarł w trakcie prac na filmem). Widzowie zobaczą, jak dziś wygląda wybudowana przez maharadżę wioska w Balachadi, będą świadkami sentymentalnej podróży do Indii Wiesława Stypuły, współzałożyciela i prezesa Klubu Jamnagarczyków, a późniejszego Koła Polaków w Indii i jego spotkanie z dziećmi hinduskiego dobrodzieja, poznają też Jadwigę Truchanowicz i Jerzego Tomaszka.
Ich miłość będzie jednym z tematów przewodnich filmu. Uczucie dwójki bohaterów rozkwitło w czasie wojny, dojrzewało w Indiach. Ale ich drogi się rozeszły. Los ich złączył dopiero po wielu latach. Pięć lat temu wzięli ślub.
W filmie „wystąpi” też słynna polska aktorka. - W produkcji będzie można usłyszeć Krystynę Jandę czytającą wiersz Wiesława Stypuły, jednego z ocalonych przez maharadżę Jama Saheba - mówi nam Katarzyna Chałubińska-Jentkiewicz, Zastępca Dyrektora Narodowego Instytutu Audiowizualnego.
Przesłanie filmu, oprócz jego wartości historycznej, ma być jasne i klarowne: - Wierzę, że na świecie nie ma granic między państwami, a różnice kulturowe zacierają się w obliczu tragedii – tłumaczy Radha. Jej zdaniem wielkoduszny gest maharadży wobec oddalonego o tysiące kilometrów od Indii państwa, jest tego najlepszym dowodem.
Reżyserka właśnie montuje materiał, niedawno wróciła do kraju ze zdjęć w Polsce. - Nigdy nie podejrzewałam, że nasze narody tak wiele łączy. Kto by pomyślał, że mamy z Polakami tak wiele wspólnego? A jednak. Przywiązanie do wartości rodzinnych, gościnność, a do tego wspólna historia - mówi z zapałem. W prace nad filmem włączyła się też ekipa TVP. I to nasze - polska i indyjska - telewizje publiczne wkrótce pokażą „Małą Polskę…”