Historia Stallone'a idealnie wpasowuje się w schemat od "zera" do bohatera. Z początku nikt nie pokładał w nim wielkich nadziei. Stallone urodził się z paraliżem twarzy. Do dziś ma nieruchomy lewy policzek, wykrzywiony kącik ust i problemy z mówieniem. Z biegiem lat ten charakterystyczny grymas stał się jego znakiem firmowym. Stallone nigdy nie czuł się dobrze w szkole. Byłem nieśmiałym i chudym dzieckiem - samotnikiem z wadą wymowy. Inne dzieci biły mnie - wspomina. Gdy miał trzynaście lat i zobaczył Steve'a Reevesa grającego w Herculesie, uznał, że chce wyglądać jak on. Zaczął intensywnie trenować i dbać o swoje ciało. Pewnego razu w drodze na zajęcia sportowe przechodził obok sali, gdzie odbywały się przesłuchania do przedstawienia. Wszedł tam z pewnym wahaniem. Było warto - dostał swoją pierwsza rolę. Zakiełkowała w nim myśl, że mógłby zostać kiedyś aktorem.
Stallone jadł chleb z niejednego pieca. By przejąć fach po ojcu, próbował swoich sił we fryzjerstwie. Gdy stwierdził, że strzyżenie wychodziło mu marnie, porzucił praktykowanie w salonie. Czyszczenie klatek lwów w nowojorskim ZOO podobało mu się chyba jeszcze mniej. Stallone pracował też jako bileter w kinie - tak poznał swoją pierwszą żonę Sashę Czack. Przez cały czas ambitny Stallone marzył o aktorstwie. Chodził na castingi, ale odprawiano go z kwitkiem. Używając bardziej dosadnych słów, mówili mu, że nie ma zbyt inteligentnego wyrazu twarzy, a do tego ma problemy z dykcją. Nie brakowało jednak mu wytrwałości. Gdy agent nie chciał przyjąć go popołudniu, potrafił koczować przed jego biurem całą noc, tak, by rano zechciał z nim porozmawiać. Jeden z jego pierwszych epizodów w filmie trwał kilkadziesiąt sekund. W "Bananowym czubku" Woody'ego Allena wcielił się w opryszka, który terroryzuje słynnego okularnika. Agent sądził, że "Sly" ze swoim fizis może sprawdzić się co najwyżej w roli typów spod ciemnej gwiazdy.
Stallone później próbował swoich sił jako scenarzysta. Jego twórczość nie znajdowała odbiorców. Mimo że klepał biedę, nie starał się szukać poważnej pracy, bo uważał, że na ciepłej posadce, zapomniałby o swoich filmowych marzeniach. By podreperować budżet, zastawił biżuterię swojej żony, a swojego psa sprzedał za 50 dolarów. Być może najlepszy scenariusz, jaki napisał, przyszedł mu do głowy po obejrzeniu walki Muhammeda Ali z Chuckiem Wepnerem. Ali miał odnieść łatwe zwycięstwo, ale jego przeciwnik heroicznie się bronił i sprawił mistrzowi nie lada kłopot. Podekscytowany tym, co widział, siadł do pisania i nie wstawał od biurka przez kilkadziesiąt godzin. Z gotowym scenariuszem filmu "Rocky" zaczął pukać do drzwi kolejnych producentów. Pomysł chwycił. Trudniej było mu jednak przekonać wytwórnie, że to on miałby wcielić się w rolę Rocky'ego. Film o nieznanym bokserze, który otrzymuje propozycję pojedynku z mistrzem wagi ciężkiej, zdobył trzy Oskary i przeszedł do historii kina. Stallone z dnia na dzień stał się gwiazdą pierwszej wielkości. Za udział w "Rockym" dostał 35 tys. dolarów. Na hollywoodzkie standardy była to śmiesznie niska kwota. Co zrobił z częścią pieniędzy? Postanowił odkupić psa.
Sylvester Stallone ma 66 lat. Cykle jego filmów o Rockym Balboa i Johnie Rambo weszły do kanonu amerykańskiej popkultury. Stallone wykreował wizerunek muskularnego, pewnego siebie "twardziela", który potrafi rozprawić się z każdym przeciwnikiem. Trzykrotnie żonaty, ma czworo dzieci. W wolnym czasie maluje obrazy.
24 sierpnia do polskich kin wszedł najnowszy film z udziałem Stallone'a - "Niezniszczalni 2", w którym partnerują mu inni gwiazdorzy kina akcji - m.in. Arnold Schwarzenegger, Jean-Claude Van Damme i Chuck Norris.