Steven Soderbergh gwiazdę swojego filmu – Ginę Carano – zobaczył w telewizji po przegranej walce, jej pierwszej porażce w profesjonalnej karierze MMA. Carano miała już wtedy uznane w świecie mieszanych sztuk walki nazwisko, miała też na koncie udział w kilku produkcjach telewizyjnych. Amerykański reżyser uznał, że jest mieszanką wybuchową, jej "buzia, której nie powstydzi się Hollywood, biceps, który wzbudzi szacunek publiczności" sprawdzą się w kinie. Istotnie, umiejętności Carano robią wrażenie, większe niż zdolności poprzedniej ikony branży rozrywkowej zatrudnionej przez Soderbergha – Sashy Grey.
"Ścigana" ma prostą fabułę, ale mocne uderzenie. Mallory, agentka rządowa o posągowej figurze, niskim seksownym głosie i silnym instynkcie samozachowawczym, wysyłana jest na najtrudniejsze akcje, tylko ona jest w stanie podołać ekstremalnym sytuacjom. Po jednej z misji odkrywa spisek i zdradę tych, którym ufała, wyrusza więc z krucjatą, by oczyścić swoje dobre imię i zemścić się na oprawcach. Brzmi znajomo, a jednak... Carano spuszcza manto kolegom reżysera zatrudnionym w jego filmie w rolach agencyjnych bonzów, obrywają: Fassbender, Banderas, McGregor... Naprawdę wielka radość, widz jest nie mniej zaskoczony niż wyżej wymienieni.
Widowiskowość "Ściganej" polega na tym, że Carano nie udaje, że głaszcze się ją po buzi – wykonuje spektakularne ewolucje, przebiega kilometry, bije, kopie, dusi, ale też ze swadą przyjmuje ciosy. Dynamiczny montaż nie jest kamuflażem, podbija wiarygodność pękniętych łuków brwiowych. Carano, nawet jeśli nie jest wybitną aktorką, jest profesjonalnym cyborgiem i w tej filmowej konwencji potrafi obronić się na ekranie. Czasami tempo siada, ale doceniam brak ściemy, pozorów artystycznego zadęcia. "Ścigana" to ekstrakt z inteligentnej rozrywki. Soderbergh nie boi się sprawdzonych rozwiązań, bez kompleksów nawiązuje do kina klasy B. Może sobie na to pozwolić, jest reżyserem klasy A.
ŚCIGANA | reżyseria: Steven Soderbergh | dystrybucja: Monolith Video