Pierwszy hollywoodzki film Andrew Laua, pochodzącego z Hongkongu twórcy trylogii "Internal Affairs", to mniej udany brat "8 milimetrów" Joela Schumachera czy "Siedem" Davida Finchera. Taka nienawiedzona wersja "Z archiwum X", z parą agentów-outsiderów rozwiązujących na przekór wszystkim ciemną tajemnicę. A właściwie nie do końca agentów, bo bohaterowie "Drapieżnika" działają poza swoimi kompetencjami.

Reklama

Rola amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego nie jest dla polskiego widza jasna. Jego przedstawiciele są czymś na kształt naszych strażników miejskich - kontrolują, dopytują, lecz nie mogą strzelać. Errol Babbage bawi się jednak w pracownika FBI. Prowadzi własne śledztwo w sprawie zaginionej dziewczynki, a po godzinach - obija bejsbolem gębę różnym zboczeńcom. Dlaczego jednak nie przekaże po prostu sprawy policji, zwłaszcza kiedy dysponuje już sporym materiałem dowodowym? Nieładnie. W związku z niesubordynacją Babbage zostaje odesłany na przedwczesną emeryturę. Jego ostatnim zadaniem jest przygotowanie do służby następczyni Allison Lowry. Młoda blondynka nastawia się na spokojną pracę biurową, z dala od mend Albuquerque. Nietrudno zgadnąć, że weteran namówi ją na "jedno i ostatnie" cichociemne śledztwo.

Świat seksualnych perwersji, sado-maso, krew, przemoc, kajdanki. Bezdroża Nowego Meksyku. Dobra scenografia do mocnego i chorego thrillera. Lau, jako uznany operator, skoncentrował się na zdjęciach. Przyspieszenia, zwolnienia, filtry - trochę to chaotyczne, trochę artystyczne. Richard Gere stara się jak może wyjść poza swoje emploi dobrodusznego lowelasa, intryguje śliczna KaDee Strickland jako perwersyjna Viola, a w jednej z drugoplanowych ról widzimy zbuntowaną kanadyjską piosenkareczkę Avril Lavigne. Jakie to jednak wszystko ma znacznie, skoro fabuła "Drapieżnika" wydaje się kompletnie bez sensu?

DRAPIEŻNIK (The Flock)

USA 2007; Reżyseria: Andrew Lau; Obsada: Richard Gere, Claire Danes, KaDee Strickland, Ray Wise; Dystrybucja: Monolith; Czas: 105 min;

Reklama

Premiera: 28 marca