Wielki węgierski pisarz Sándor Márai po śmierci ukochanej żony notował w "Dzienniku": "Przerażenie, jak będę spędzał czas, czym wypełnię pozostałą część życia?". To samo pytanie zadawał sobie zapewne sędziwy Vig, tytułowy bohater dokumentu Pernille Rose Gronkjaer. Przecież jeszcze na dobre nie zaczął żyć, a już wszystko się kończy. Vig wygląda jak starzec Zosima z "Braci Karamazow". Ma długą siwą brodę, przenikliwe bystre spojrzenie, nosi futrzaną czapę nawet w największe upały. Młody, przystojny chłopak z sepiowych fotografii w rodzinnym albumie jest dzisiaj samotny i opuszczony, ma ponad 80 lat, 100 kompleksów, dziwactw i marzeń.
Vig ma także wielkopański i ekscentryczny gest. Chce, by w zrujnowanym zamku, w którym mieszka, powstał prawosławny kościół. Ale kiedy po zgodzie patriarchy Rosyjskiej Cerkwi do Danii, na czele całej wesołej ekipy, przyjedzie rezolutna i pewna swoich racji prawosławna siostra Ambrosija, od razu będzie wiadomo, że na święty spokój, boski czy świecki, Vig raczej nie będzie mógł liczyć. Uparta i uśmiechnięta zakonnica zderzy się bowiem z krnąbrnym i złośliwym staruszkiem mizantropem. W końcu jednak ona odnajdzie w nim jasność i dobroć; a on zrozumie, że świętość to nie tylko klęcznik i modlitwa.
Wielokrotnie nagradzany dokument Gronkjaer (Amsterdam, Sundance, Grand Prix Planete Doc Review) ma wszystkie cechy wspaniałego kina: wyrazistych, zapadających w pamięć bohaterów i atrakcyjną historię. Czasami jest gorzki i ironiczny, najczęściej jednak wzruszający. Na taki efekt w dokumencie pracuje się bardzo długo. Istotnie, młoda reżyserka spędziła z bohaterami sześć lat. Udało się wspaniale pokazać, że każda zmarszczka charakteru Viga wynikała tylko z jego pomarszczonej przeszłości. Najbardziej przejmujące w filmie są wyznania, w których bohater mówi, że - poza ojcem - nikogo nie kochał. Miłość to dla niego tylko słowo.
Twarde i nieprzyjemne, oznaczające dziwny, zakazany owoc, którego zawsze bał się zerwać. Dzisiaj jest dla niego robaczywy, ma smak rozczarowania. Vig mówi o samotności, wybrakowaniu, ale zaraz potem z czułością przywołuje małe kotki, albo - pociesznie kiwając głową - próbuje zrozumieć abstrakcyjny świat i abstrakcyjne pomysły wesołej zakonnicy. Dlatego kiedy w finale filmu, bardzo ostrożnie, Vig jednak się uśmiecha, czujemy, że pomimo wszystkich deklaracji, udało mu się zerwać tamten dobry owoc. Był bardzo smaczny.
Gronkjaer powiodła się w tym niezwykłym dokumencie rzecz szczególna: reżyserka ocaliła jedno małe życie. Ale siła takich filmów polega przecież na tym, że małe życie Pana Viga zobaczą teraz inni rozczarowani, zakompleksieni i zdziwaczali marzyciele. Być może zrozumieją, że ich marzenia także mogą się spełnić. Zasłużyli na uśmiech.
Klasztor. Pan Vig i zakonnica (The Monastery. Mr. Vig and the Nun)
Dania 2006; Reżyseria: Pernille Rose Gronkjaer; Dystrybucja: Against Gravity; Czas: 84 min
Premiera: 16 listopada
"Klasztor. Pan Vig i zakonnica" opowiada o spotkaniu dwóch światów: starości i młodości, duńskiej depresji i rosyjskiej witalności, sacrum i profanum.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama