Zmutowane genetycznie żółwie ninja narodziły się w 1983 roku w głowach Petera Lairda i Kevina Eastmana, których zetknęła ze sobą miłość do komiksów. Pierwszego żółwia naszkicował Laird niemal bezwiednie podczas oglądania w telewizji "Drużyny A". Zamaskowany żółw z mieczem tak mu się spodobał, że dorysował trzech kolegów, a rok później na rynku ukazał się pierwszy komiks z żółwimi wojownikami w roli bohaterów.
Od tego czasu nazwane imionami wybitnych twórców renesansu żółwie: Leonardo, Michelangelo, Donatello i Rafael byli bohaterami gier komputerowych, kilku seriali animowanych i trzech aktorskich filmów. Pod koniec lat 90. ich popularność nieco jednak podupadła. W 2001 roku nakręcenie pełnometrażowego filmu planował John Woo, ale nic z tego nie wyszło. I kiedy wydawało się, że żółwiki wylądowały ostatecznie na popkulturowym śmietniku, animacja o ich przygodach jednak powstała.
W komiksach i filmach cztery żółwie, które uległy mutacji w nowojorskich kanałach najpierw uczyły się sztuk walki od zamienionego w szczura mistrza Splintera, potem spędzały czas na walce ze swym wrogiem Shredderem, a w wolnych chwilach opychały się pizzą. W nowym filmie sytuacja komplikuje się o tyle, że podczas nieobecności przewodzącego paczce Leonardo wysłanego przez Splintera w południowoamerykańską dżunglę, drużyna idzie w rozsypkę. Michelangelo pracuje jako serwisant telefonów, Donatello zabawia dzieci podczas imprez urodzinowych, a Rafael całe dnie przesypia, zaś nocą jako Nocny Strażnik walczy z przestępcami na nowojorskich ulicach. Tymczasem lada chwila ma się otworzyć portal, przez który na Ziemię mogą przeniknąć potwory z alternatywnej rzeczywistości i tylko ta nowo zjednoczona żółwia załoga może temu zapobiec.
Scenariusz jest niestety najsłabszym ogniwem pomysłu na wskrzeszenie ninja ze skorupami na grzbiecie. Starożytna legenda, komplikacje psychologiczne, kamienni żołnierze grasujący na ulicach, walka o przywództwo - to wszystko rozgrywane jest przez pryzmat stereotypowych kalek bez grama oryginalności. Choć, sama historia, mimo bełkotliwej konstrukcji, wciąga zagadkową rolą, jaką mają do odegrania poboczni bohaterowie.
Mimo wrażenia wtórności nowe żółwie ninja ogląda się nie najgorzej. Broni się pomysł na styl animacji, łamiący cuda CGI analogowymi zabrudzeniami. Wrażenie robi też choreografia scen walki zrobiona tak, jakby występowali w tych sekwencjach prawdziwi aktorzy, a nie rysunkowe postaci bez fizycznych ograniczeń. Wychodzi więc na to, że dawni bohaterowie wrócili nie tylko po to, by odcinać kupony od dawnej popularności, ale mają jeszcze to i owo do powiedzenia, zwłaszcza jednak młodszym widzom. Starszych fanów infantylność fabuły i kumulacja schematycznych pomysłów może jednak od tego filmu skutecznie odstraszyć.
WOJOWNICZE ŻÓŁWIE NINJA
USA 2007; Reżyseria: Kevin Munroe; Dystrybucja: Kino Świat; Czas: 87 min
Premiera: 28 września
Kinowa wersja przygód żółwich wojowników ninja zachwyca pomysłową animacją, ciekawymi kulminacjami. Odstrasza fabularną schematycznością i infantylnością.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama