Jaka była pańska pierwsza myśl, gdy Brytyjska Akademia Filmowa i Telewizyjna nagrodziła "Wallandera" jako najlepszą serię dramatyczną?
Kenneth Branagh: To cholernie cudowne. O sytuacji, w której serial spotyka się z takim uznaniem na początku emisji, nie można nawet śnić.
Jak się pan czuje mając w perspektywie kilka kolejnych lat z detektywem Wallanderem?
– Byłbym szczęśliwy mając taką możliwość. Jednak nie można dziś przewidzieć, jak długo widzowie będą chcieli oglądać perypetie mojego bohatera. Jest jeszcze siedem książek o Wallanderze, które można sfilmować. W najbliższym czasie chcielibyśmy zająć się kolejnymi trzema. Gdy spotkaliśmy się tuż przed świętami, żeby wspólnie przejrzeć recenzje po angielskiej premierze pierwszych trzech odcinków, byliśmy podekscytowani, bo okazało się, że opinie są świetne. Jednak, mimo wszystko, jesteśmy świadomi, że przed nami jeszcze wiele pracy. Jeśli nie opuści nas szczęście i – jak mawiała moja mama – bóg będzie nas miał w swojej opiece, zajmiemy się kręceniem następnych.
Czyli to prawda, że telewizja BBC już zdecydowała się na produkcję drugiego sezonu przypadków detektywa z Ystad?
– Tak, zrobimy kolejne filmy i bardzo się z tego cieszę. To bardzo ekscytujące i już pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy zabierzemy się do pracy nad nimi.
Jak pan myśli, dlaczego widzowie uwielbiają kryminały, których główny bohater nie jest człowiekiem bez skazy?
– Gdy pyta się Henninga Mankella (autora powieści o „Wallanderze” – przyp. red.), dlaczego jego książki są tak brutalne, zawsze odpowiada, że przecież takie jest życie. Istnieje stereotyp takiego niedoskonałego detektywa, który ma problemy z odnalezieniem się we współczesnym świecie. Jednak według mnie, Wallander to postać, której problemy wynikają ze specyfiki zawodu, jaki wykonuje. Jeśli cały czas ma się do czynienia z martwymi ciałami i przemocą – ciężko pozostać na to obojętnym. Takie doświadczenia wpływają zarówno na osobowość, jak i na każdą sferę życia. Kurt Wallander nie może zamknąć wszystkiego za drzwiami biura. Pod każdą jego sprawą kryją się ludzkie tragedie i nie da się tak po prostu o tym zapomnieć. Szczególnie, gdy jest się człowiekiem tak wrażliwym, jak on
Ma pan jakąś teorię, dlaczego właśnie takie postacie jak Wallander uznawane są za bohaterów?
– Myślę, że w takich postaciach ludzie potrafią odnaleźć siebie. Wszyscy mają przecież jakieś słabości i dokonują czasem niewłaściwych wyborów. Łatwiej polubić kogoś, kto w swojej niezwykłości posiada też zwyczajne ludzkie cechy.
Zdjęcia do serialu realizowane były w regionie Skania i w bałtyckim porcie Ystad, w którym mieszka powieściowy bohater. Jakie wrażenie zrobiła na panu szwedzka kultura?
– Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie uzależnienie Szwedów od pór roku. W Szwecji pogoda ma niesamowite znaczenie – zarówno gospodarcze, jak i społeczne. Wpływa przede wszystkim na osobowość mieszkańców. Srogie i długie zimy zawsze wywołują pewien strach, za to lato jest witane z ogromną radością. Celebruje się tam niemalże każdy ciepły dzień.
WALLANDER | Szwecja, Wielka Brytania 2008 | reż. Philip Martin | dystrybucja: Gutek Film