Jego bohater George Reeves próbuje zawojować Fabrykę Snów, lecz otrzymuje jedynie rolę Supermana w telewizyjnym serialu. Kreacja, która ma być początkiem kariery, zapewnia mu olbrzymią popularność. Paradoksalnie jednak odbiera aktorowi szansę na rozwój, a producentom, reżyserom i widzom pozwala na łatwe zaszufladkowanie obiecującego młodzieńca. W wyrwaniu się z zawodowego impasu Reevesowi nie pomaga nawet kochanka Toni Mannix, żona wpływowego producenta, która znajdzie się w gronie podejrzanych o zabójstwo.

Film Coultera to jeden z ciekawszych amerykańskich obrazów minionego roku. Pod płaszczykiem kryminału pokazuje świat pozbawiony wartości, w którym zagubiło się gdzieś pojęcie prawdy, a to, co po nim zostało, wciąż wymyka się naszemu poznaniu. Świat, w którym pod czerwone dywany zmiata się niewyobrażalne stosy brudów. Ale "Hollywoodland" jest przede wszystkim popisem sztuki aktorskiej Andriena Brody’ego, Diane Lane, Boba Hoskinsa i - o dziwo! - znakomitego Bena Afflecka, słusznie wyróżnionego podczas festiwalu w Wenecji. A choć w filmie Coultera roi się od uznanych nazwisk, próżno szukać tu choćby cienia gwiazdorstwa. Jego miejsce zajmują gorzka ironia i autotematyczne komentarze twórców na temat sławy, kariery i zatracania się w nich.

Reklama