O tym, że kino rodem z Bollywood cieszy się u nas wzięciem, można się przekonać, wchodząc na chwilę na poświęcony mu portal Bollywood.pl. Forum pęcznieje od dyskusji. Omawiane są na przykład takie problemy, jak właściwa transkrypcja nazwiska aktorki Rani Mukherjee. Wejściówki na przedpremierowy pokaz filmu Johara rozchodzą się w niespełna minutę. W każdym większym mieście w Polsce działa przynajmniej jeden klub organizujący imprezy w stylu "Bolly night", w czasie których wystylizowany na hinduskie gwiazdy tłum pląsa w rytm filmowych piosenek. Istnieją nawet profesjonalne agencje eventowe, które w swojej ofercie mają zorganizowanie bollywoodzkiego party.

Reklama

Krzysztof Lipka-Chudzik jest dziennikarzem, autorem opublikowanej w 2009 roku książki "Bollywood dla początkujących" przybliżającej zarówno teorię, jak i historię kinematografii z Bombaju. Prywatnie także bywalcem bolly-potańcówek. Jak wyjaśnia tę popularność? "Bollywood to po prostu niesamowicie atrakcyjne kino, które sprawnie łączy egzotykę z nowoczesnością, a dzięki różnorodności stylistycznej i gatunkowej bombajskich filmów, każdy znajdzie dla siebie coś interesującego" - mówi Lipka-Chudzik. Jego zdaniem popularność kina indyjskiego w Polsce nie jest zresztą żadną nowością, bo filmy rodem z Bombaju cieszyły się u nas sporym wzięciem już w latach 50. Ostatnia dekada to już jednak istna moda na Bollywood. Lipka-Chudzik uważa, że utrzyma się ona jeszcze przez długie lata.

Przeciwnego zdania jest Jakub Duszyński z firmy Gutek Film. To on wylansował modę na filmy z Bollywood, gdy przed paru laty wprowadził na ekrany naszych kin obraz "Czasem słońce, czasem deszcz". Film, także w reżyserii Karana Johara z Shahrukh Khanem i Kajol w rolach głównych, okazał się wielkim filmowym odkryciem dla rodzimej publiczności. To Duszyński organizował wówczas środowisko wielbicieli hinduskiej kinematografii, zakładał portal Bollywood.pl i wydawał pod szyldem firmy Blink kolejne hity rodem z Bombaju na płytach DVD. Według niego apogeum tej mody miało miejsce w latach 2005-2006. "Wcześniej nie znaliśmy zbyt dobrze tej kinematografii i kiedy uwiodła nas swoją energią, przeszliśmy jako widzowie taką przyspieszoną edukację, nadrabialiśmy braki, oglądając - czy to na festiwalach czy na DVD - najciekawsze filmy z ostatnich lat" - opowiada Jakub Duszyński. Dodaje, że kiedy Polacy je już obejrzeli, okazało się, że wśród współczesnych bollywoodzkich produkcji wcale nie ma tak wielu dobrych filmów. "Zabrakło pozycji, które mogłyby te modę podtrzymać i obecnie obserwujemy raczej spadek popularności. Doszło chyba do przesytu" - stwierdza Duszyński. To czy moda przetrwa może zależeć od wyników finansowych filmu "Nazywam się Khan". Tę produkcję wprowadza na nasze ekrany duży dystrybutor Cinepix Imperial w imponującej liczbie 50 kopii. Jeszcze nigdy nie dystrybuowano na taką skale kina bollywoodzkiego w Polsce. Nie wiadomo, czy kinematografia indyjska jest gotowa do takiej ekspansji.