"Argentyna, 1985"

Blisko cztery dekady po tym, jak wybitna "Wersja oficjalna" Luisa Puenzo została nagrodzona Złotym Globem, Argentyna ponownie sięga po laury Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej za obraz rozliczający rządy Jorge Rafaela Videli. O ile jednak tamten film opowiadał o dramacie dzieci odebranych rodzicom i oddanych bezdzietnym przyjaciołom reżimu, o tyle w "Argentynie, 1985" ten wątek pojawia się jedynie podczas zeznań świadków na sali rozpraw. Reżyser Santiago Mitre koncentruje się bowiem na "najważniejszym procesie od czasu Norymbergi", jak pada z ekranu.

Reklama

Akcja zawiązuje się w momencie, kiedy po siedmiu latach junty wprowadzonej w wyniku obalenia rządu Isabel Perón do Argentyny wraca demokracja. Prezydent Raúl Alfonsín każe postawić byłych dowódców przed sądem za zbrodnie na ludzkości. Ci godzą się wyłącznie na proces wojskowy, ale sprawę przejmuje sąd apelacyjny, w wyniku czego dochodzi do pierwszego procesu w historii, kiedy sąd cywilny skazuje dyktaturę wojskową.

W filmie w centrum wydarzeń znajdują się prokurator Julio César Strassera (bezbłędnie obsadzony Ricardo Darín) i jego zastępca Luis Moreno Ocampo (świetny Peter Lanzani), których bezprecedensowe zadanie śledzimy od postępowania przygotowawczego aż do wydania wyroku. Zgodnie z kanonem dramatu sądowego Strassera jest doświadczony i zgorzkniały, zaś Moreno Ocampo młody i idealistyczny, a do tego skonfliktowany wewnętrznie poprzez powinowactwo z elitami wojskowymi ("Twoja matka chodzi do kościoła z Videlą", wyrzuca mu przełożony).

Narracja także jest staroszkolna: zbieranie zespołu, szukanie dowodów, przekonywanie świadków do składania zeznań, odbieranie telefonów z pogróżkami - właściwie każdy schemat gatunkowy zostaje odhaczony.

Mimo to Mitre prowadzi narrację z biglem, doskonale buduje napięcie, a w ciężką z natury opowieść błyskotliwie wplata akcenty humorystyczne. W efekcie blisko dwuipółgodzinny film zbudowany głównie wokół dialogów we wnętrzach zyskuje rzadką w podobnych przypadkach dynamikę.

Film nie był faworytem bieżącego sezonu nagród i jego zwycięstwo na Globach przyjęto z niemałym zaskoczeniem. Jednak ta wygrana nie dziwi, bo choć "Argentyna, 1985" nie odkrywa Ameryki, to jej przesłanie pozostaje boleśnie aktualne. I nie chodzi tylko o potrzebę rozliczenia zbrodni, lecz przede wszystkim o wezwanie, aby nigdy, ale to nigdy nie odwracać wzroku.

Gdzie zobaczyć: Amazon Prime