"Niezłomny" jest prawdziwą historią Louisa Zamperiniego, słynnego biegacza, który na igrzyskach olimpijskich w Monachium pobił rekord szybkości, w jakim pokonał jedno z okrążeń. Jego wielkim marzeniem był wyjazd na olimpiadę do Tokio, ale ta została odwołana z powodu wybuchu II wojny światowej. Zamperini walczył w niej jako bombardier, jednak samolot, którym leciał, został zestrzelony. Dryfując przez wiele dni z dwójką ocalałych przyjaciół, w końcu trafił do japońskiej niewoli.
Film Angeliny Jolie w pewnym stopniu można by podsumować słynnym zdaniem: "człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać". Zamperiniego (Jack O'Connell) przetrzymywano w obozie jenieckim, gdzie był wielokrotnie upokarzany i bity. Japończycy chcieli też nakłonić go do współpracy, by czytał w radiu teksty pełne kłamstw dotyczących Stanów Zjednoczonych. Łatwo można się domyślić, że Louis się na to nie zgodził. Główny bohater jest bowiem postacią pomnikową – od momentu, gdy starszy brat zaczął w niego wierzyć (a miało to miejsce w dzieciństwie) nie ma on w zasadzie żadnych wad, ani chwil zwątpienia. Z kolei jego główny oponent, czyli japoński komendant obozu, jest zwykłym socjopatą, lubującym się w torturowaniu jeńców.
Jolie, niestety, kreśli więc czarno-białą wizję świata, gdzie nie ma miejsca na niuanse, detale lub wątpliwości. Wydaje się, że to jest głównym powodem, dla którego "Niezłomnego" ogląda się jak przez szybę. Widz nie ma żadnej możliwości na emocjonalne zaangażowanie się w opowiadaną historię, czego efektem jest raczej nuda niż jakiekolwiek napięcie.
Całą recenzję Jędrzeja Dudkiewicza czytaj w portalu Stopklatka.pl