Josh Boone wyrasta z tradycji indie movies. Formalnie jego film przypomina "500 dni miłości", treściowo – tanie romansidła ze śmiertelną chorobą w tle. Bo to nie wybredny widz kina niezależnego jest tutaj adresatem, tylko ten masowy, który w kinie szuka emocjonalnych uniesień, łez i wzruszeń. A skoro tak, to nie ma zmiłuj: trzeba grać podług reguł melodramatu, według których choroba nie zabija człowieka, tylko wielką, niecodzienną miłość.
Ta łączy nastoletnich Gusa (Ansel Elgort) i Hazel (Shailene Woodley). Oboje chcieliby żyć jak ich rówieśnicy, ale pierwszy w wyniku walki z rakiem stracił nogę, druga z tych samych powodów porusza się z tlenową butlą. Mimo że Gus podchodzi pod dwudziestkę i ma wygląd top modela, wciąż jest prawiczkiem, o seksualności Hazel nie mówi się wcale.
To że zakochują się w sobie jest najbardziej niesprawiedliwym zagraniem fabularnym. Wzajemne przyciąganie bohaterów nie niesie napiętnowania społeczeństwa, które odmawia chorym prawa do normalnych związków, a temat ich seksualności spycha do worka z napisem tabu. Jest tylko tanią kliszą. Efekt tego emancypacyjnego w zamyśle filmu jest szokujący: zamiast rozbudzić w nas emocjonalne i seksualne pożądanie do zmagających się z chorobą osób, jeszcze bardziej je izoluje, podtrzymując niezdrowe przekonanie, że parować powinny się w obszarze własnego getta. Veto!
GWIAZD NASZYCH WINA | USA 2014 | reżyseria: Josh Boone | dystrybucja: Imperial-Cinepix | czas: 125 min