Odziany w trykot superbohater stawia czoła nie tylko przestępczości i złu, ale też szarej codzienności. Spider-Man jest najbardziej ludzki z komiksowych herosów, bo oprócz położenia kresu niszczycielskiej mocy Electro (Jamie Foxx) próbuje rozwikłać tajemnicę śmierci swoich rodziców, jak i rozwiązać problemy sercowe. Webb w "Niesamowitym Spider-Manie 2" kładzie nacisk nie na akcję, choć tej też nie brakuje, ale właśnie na ludzką stronę superbohatera. Odnosi się wręcz wrażenie, że Spidey ratuje miasto w przerwach między załatwianiem kolejnych prywatnych spraw, a nie na odwrót. Chwali się twórcy, że nie postawił na efektowność a na emocjonalność historii, ale tempo akcji, jak na ten gatunek, zdaje się być zbyt wolne.
Wątek miłosny odgrywa w filmie priorytetową rolę, ale przecież i komiksowy Peter Parker miał bogate życie uczuciowe. Nie dziwi fakt, że Webb, jako twórca "500 dni miłości", poświęcił mu dużo uwagi. Dzięki temu zyskaliśmy uroczą, wiarygodną ekranową parę, którą tworzą Andrew Garfield w tytułowej roli i Emma Stone jako Gwen Stacy. Bez magicznej iskry ich uczucia film wiele by stracił.
Tobey Maguire jako Peter Parker w trylogii Raimiego dzięki swojej fizjonomii pasował mi bardziej do roli przesiadującego przy książkach gapowatego kujona niż przystojny Garfield ze swoją fryzurą w stylu Jamesa Deana. Jednak wykreowany przez niego arogancki i dowcipkujący Spider-Man, to ten sam zamaskowany bohater znany dobrze z komiksu. Za to nowy, demoniczny i wręcz odrażający Harry Osborn grany przez Dane'a DeHaana bije na głowę Jamesa Franco z poprzedniej "pajęczej" serii. Jednak, gdy chłopak pojawia się na ekranie już jako Zielony Goblin, to zamiast narastających emocji czuje się już tylko zapach odgrzewanego jedzenia.
Całą recenzję Roberta Skowrońskiego czytaj w portalu Stopklatka.pl>>>