Nie da się ukryć, że rosyjskie prowokatorki do perfekcji opanowały sztukę autopromocji. Wciąż pozostają jednak bardziej autentyczne niż większość ich kolegów z Zachodu, którzy po wykrzyczeniu ze sceny paru alterglobalistycznych haseł znikają we wnętrzach luksusowych limuzyn. Można bronić tezy, że kontrowersyjny performance w moskiewskiej cerkwi był raczej szczeniackim wybrykiem niż sensowną manifestacją opozycyjnej siły. Wydaje się jednak, że w nierównej konfrontacji z sojuszem tronu i ołtarza wszystkie chwyty można uznać za dozwolone.

Reklama

Żadnych wątpliwości dotyczących swoich bohaterek nie mają twórcy "Modlitwy punka". Drobiazgowe analizowanie strategii Pussy Riot wyglądałoby zresztą dość śmiesznie w kontekście zespołu, który w refrenie najważniejszej piosenki umieszcza frazę o "Bożym gównie". Zamiast wikłać się w nudne dysputy, Lerner i Pozdorovkin dają się ponieść anarchistycznej energii rosyjskich aktywistek. Dzięki temu seans "Modlitwy punka" dostarcza tyle samo adrenaliny, co dobry rockowy koncert.

Przy okazji twórcom filmu udaje się doskonale uchwycić niuanse dwuznacznej nazwy zespołu. Członkinie Pussy Riot wzniecają w tym samym czasie agresywny "bunt cipek" i niewinną "rebelię kociaków". Trzy młode Rosjanki pozostają jednocześnie antyputinowskimi boginiami zemsty i troskliwymi matkami swych małoletnich dzieci.

Spójność wizerunku bohaterek zapewnia deklarowana przez nie duma z własnej płci. Dziewczyny z Pussy Riot doskonale wiedzą, że największą bronią przeciw zawstydzonym mizoginom z Kremla okaże się ostentacyjnie manifestowana kobiecość. Oby po stronie aktywistek stanęła w końcu także Bogurodzica, która nałoży na siebie charakterystyczną kominiarkę i – zgodnie ze słowami jednej z piosenek – przepędzi Putina jak najdalej się da.

PUSSY RIOT. MODLITWA ROCKA | Rosja, Wielka Brytania 2013 | reżyseria: Mike Lerner, Maxim Pozdorovkin | dystrybucja: Against Gravity | czas: 90 min