Podłogę sklepu zaściełają trupy, a on sam utytłany jest w zakrzepłej krwi. Żaden z niego kryminalista, ale jednak wszystkie okoliczności wskazują, że jest winny. Nie dość, że pracuje w zakładzie produkującym sztuczne choinki, gdzie zatrudnia się recydywistów, to jeszcze do spółki z trzema złodziejami zgarnął dzień wcześniej w zakładach sportowych prawie dwa miliony koron. Koledzy jednak poznikali, pieniądze też, a Oscar jest jedyną osobą, która może przybliżyć prawdę.
Na miejscu są skojarzenia z "Podejrzanymi" Bryana Singera, lecz choć Magnus Martens konstruuje swój film na podobnym schemacie narracyjnym – czyli rekonstruujących niedawne wydarzenia sekcjach dynamicznych retrospektyw krok po kroku prowadzących do chwili dla bohaterów obecnej – to "Jackpot" posiada zupełnie inny ciężar gatunkowy. Z uwagi na to, że historia wyszła spod ręki Jo Nesbø, niejako z automatu przypisuje się jej przynależność gatunkową do kryminału.
Nie do końca słusznie, gdyż nie ma tutaj policyjnego dochodzenia per se, a zawiła intryga z mordami, rąbaniem zwłok i strzelaniną w tle to jedynie pretekst do scenariuszowej dezynwoltury. Martens stawia na zadziwienie widza groteskowymi scenami przemocy i coraz to bardziej zaskakującymi woltami fabularnymi, chcąc, jak sam twierdzi, nawiązać do dokonań filmowych postmodernistów z braćmi Coen na czele. Jednak jego film jest jednak cięższy, bardziej dosłowny, może za mało ekstrawagancki.
JACKPOT | Norwegia 2011 | reżyseria: Magnus Martens | dystrybucja: Vivarto | czas: 90 min