Dzisiejszym trzydziestolatkom małe amerykańskie miasteczka z lat 80. mogą kojarzyć się całkiem przyjemnie: w końcu to sceneria paru filmów, które kiedyś mocno działały na naszą wyobraźnię. "E.T.", "The Goonies" czy choćby "Powrót do przyszłości". Tam ciche i spokojne ulice stawały się miejscem radosnego chaosu albo otwierały drogę do równie wielkiej co niespodziewanej przygody. W "Super 8" J.J. Abrams składa tym filmom piękny hołd, ale jednocześnie przyprawia go sporą porcją goryczy i grozy, znanej choćby z produkowanego przez niego horroru "Projekt: Monster".
Trzynastoletni Joe (Joel Courtney) próbuje pozbierać się po tragicznej śmierci matki. Wraz z ojcem, zastępcą szeryfa, układają sobie życie na nowo. Dla Joego jedyną ucieczką przed codziennością jest amatorski film o zombi, który kręci wraz z grupą przyjaciół. Gdy dołącza do nich Alice (świetna Elle Fanning, znana m.in. z "Somewhere. Między miejscami"), w której chłopak jest po uszy zakochany, wydaje się, że życie wreszcie nabiera sensu. I wtedy wszystko się sypie. Młodzi filmowcy przypadkowo rejestrują katastrofę pociągu towarowego, który rzekomo przewoził części lotnicze, ale ze szczątków pojazdu wydostaje się obca istota. Wkrótce w miasteczku zaczynają znikać ludzie, a na ulicach pojawia się wojsko, zaś przed Joem i jego kumplami staną wyzwania przerastające ich siły.
J.J. Abrams nieraz udowodnił już, że potrafi bawić się kinem i ponownie ma szansę dać upust swojej wyobraźni. A to zacytuje swojego mentora Spielberga, a to pokaże toczące się w zawrotnym tempie wydarzenia okiem amatorskiej kamery, wreszcie przywoła ducha schyłkowej zimnowojennej paranoi. Ale „Super 8”, choć wdzięcznie naśladuje młodzieżowe produkcje z lat 80., jest też od nich znacznie poważniejszy. To nie zabawa w przygodę, raczej opowieść o szybkim dojrzewaniu, o próbie odnalezienia własnego miejsca w świecie ogarniętym chaosem – i nie chodzi w tym przypadku wcale o demolującego miasteczko potwora.



Reklama
A dojrzewanie w oczach Abramsa wcale nie jest okresem beztroski – tu nie ma niczego z awanturniczej atmosfery "The Goonies", gdzie jedynym problemem było odnalezienie pirackiego skarbu, by wykupić dom z rąk bezlitosnego dewelopera. Bohaterowie "Super 8" muszą podejmować trudniejsze decyzje, brać odpowiedzialność za swoje czyny i z każdą chwilą uświadamiać sobie, że cudowne lata to coraz bardziej odległa przeszłość. Zaś bezimienne, pozaziemskie zło, z którym muszą się zmierzyć, to tylko jedna z przeszkód, jakie trzeba pokonać na drodze do dorosłości. I dopiero pod sam koniec – być może pod wpływem producenta – jeszcze na chwilę dochodzi do głosu ta nieco naiwna, zaiste spielbergowska wiara, że każdy może zachować w sobie choć trochę niewinności, a miłość i przyjaźń – a także kino, jakże tu i dla bohaterów, i dla rozwoju akcji istotne – mają potężną moc ocalania.
J.J. ABRAMS
Niemal wszyscy pokochali J.J. Abramsa za "Lost. Zagubionych", choć gdy ruszała emisja tego serialu, jego twórca miał na koncie m.in. niezwykle popularną "Agentkę o stu twarzach". Karierę zaczynał jednak jako hollywoodzki scenarzysta ("Odnaleźć siebie" czy "Wiecznie młody"). Dopiero pod koniec dekady skierował się ku fantastyce: napisał scenariusz do "Armageddonu" Michaela Baya, a w 2006 roku stworzył swoje opus magnum: "Zagubionych". Tak wielkiego sukcesu jak na razie nie udało mu się powtórzyć – krytyka ciepło przyjęła jego filmy kinowe: "Star Trek" oraz "Projekt: Monster" (tu był tylko producentem), ale kolejne seriale odbierano z mieszanymi uczuciami. "Fringe" został co prawda przedłużony na czwarty sezon, ale "Undercovers" zbierało tak złe opinie, że w USA nie dokończono nawet emisji pierwszej serii. Abrams się jednak nie poddaje i już planuje dwa kolejne seriale: "Person of Interest" oraz "Alcatraz".
SUPER 8 | USA 2011 | reżyseria: J.J. Abrams | dystrybucja: UIP| czas: 112 min