W połowie lat 90. stacja HBO w cyklu "America Undercover" wyemitowała dokument "High on Crack Street". Przez osiemnaście miesięcy filmowcy towarzyszyli trójce narkomanów z Lowell w stanie Massachusetts, z naturalistyczną dokładnością portretując ich zmagania z codziennym życiem na skraju nędzy i daleko poza granicami prawa. Jednym z bohaterów filmu był Richard "Dickie" Eklund – były bokser żyjący wspomnieniami o legendarnej, choć przegranej walce z wielkim Sugar Rayem Leonardem.
"Fighter" rozpoczyna się właśnie od przyjazdu ekipy HBO do Lowell. Eklund (Christian Bale) wierzy, że filmowcy kręcą dokument o jego przygotowaniach do powrotu na sportowe areny, chociaż od początku wiadomo, że nie ma na to najmniejszych szans. Dickie, nazywany "dumą Lowell", ciągle opowiada o powrocie na ring – swoim i swojego młodszego przyrodniego brata Micky’ego Warda (Mark Wahlberg). O ile jednak Micky poświęca całą energię, by ponownie włożyć rękawice (jego obiecującą karierę przerwała kontuzja ręki), to Dickie coraz szybciej stacza się na dno, by w końcu wylądować w więzieniu. Dopiero tam obejrzy materiał zrealizowany przez HBO i pozna gorzką prawdę o samym sobie.
"High on Crack Street" to dokument wstrząsający, reporterska wyprawa do ziemskiego piekła, w którym ludzie gotowi są poświęcić wszystko za działkę cracku. "Fighter" jego wymowę nieco łagodzi, ale też nie jest opowieścią o narkotykowym podziemiu Lowell, a przede wszystkim portretem trudnej braterskiej miłości, życia w dysfunkcyjnej rodzinie, wreszcie – skonstruowaną zgodnie z regułami gatunku – historią sportowca, który próbuje wrócić na szczyt.
David O. Russell stara się uniknąć pułapek, jakie niosą ze sobą podobne filmy. Unika triumfalizmu "Rocky’ego" i sentymentalnej nuty "Zapaśnika". Reżyser zresztą celowo spycha postać Micky’ego Warda na drugi plan, zdając sobie sprawę, że w gruncie rzeczy to bohater mało ciekawy – bardziej interesujące od moralnych rozterek są jego trudne stosunki z zaborczą matką i pogrążonymi w małomiasteczkowym marazmie siostrami. Na pierwszy plan w "Fighterze" automatycznie wysuwa się Dickie.
Nagrodzony za tę rolę Oscarem Christian Bale dostał nominację jako aktor drugoplanowy chyba wyłącznie dlatego, żeby nie wchodzić w paradę Colinowi Firthowi – w ten sposób statuetki mogli zgarnąć obaj. Akademia uwielbia kreacje wymagające od aktorów fizycznej transformacji, przeistoczenia, poświęcenia. Bale do takich ról nadaje się znakomicie – wychudzony i zniszczony narkotykami robi piorunujące wrażenie. To jego najlepszy występ od paru lat. Chyba z ulgą porzucił ciążącą mu ostatnio manierę Batmana – twardziela skrywającego emocje. I choć przez cały film balansuje na granicy przerysowania, jako Eklund jest fenomenalny. Zagubiony we własnych kłamstwach, żyjący iluzjami dawnej sławy, niezdolny do podjęcia jakichkolwiek działań, a jednak wciąż próbujący sprawiać wrażenie człowieka, który wie, dokąd zmierza. Duma Lowell, która stała się zakałą miasta, symbolem jego mrocznej strony.
David Russell lubi portretować podobnych bohaterów. Nie obala amerykańskich mitów, ale bez wahania zdziera z nich fałszywe maski. We "Flirting with Disaster" krytycznie przyglądał się instytucji rodziny, w "Złocie pustyni" przedstawił amerykańskich żołnierzy w Iraku jako dbających o własne dobro cwaniaczków i kombinatorów. "Fighter" – wbrew temu, do czego przyzwyczaiły nas hollywoodzkie filmy – jest historią upadku, a nie sukcesu. Nawet jeśli Russell zostawia swoich bohaterów na drodze do zmian, nawet jeśli happy end do tej historii dopisało samo życie (i Ward, i Eklund do dziś mieszkają w Lowell i prowadzą własne kluby bokserskie), to po seansie "Fightera" pamięta się nie zwycięskie pojedynki Micky’ego Warda, ale twarz Dickiego Eklunda, na której cwany i pełen pewności siebie uśmiech coraz częściej ustępuje rozpaczliwej próbie zrozumienia, co tak naprawdę stało się z jego życiem.
FIGHTER | USA 2010 | reżyseria: David O. Russell | dystrybucja: Monolith | czas: 115 min