"Jeżeli w dzisiejszych czasach istnieje coś świętego, jeżeli istnieje coś, co można uznać za prawdziwy skarb świata filmu – dla mnie są to dzieła Yasujiro Ozu" – napisał Wim Wenders, wybitny niemiecki reżyser, jeden z wielu fanów twórcy z Japonii, którego "Tokijską opowieść" z 1953 roku można wreszcie oglądać w polskich kinach, po pięciu dekadach od premiery.
Ozu zrealizował 55 obrazów: w latach 20. ubiegłego wieku kręcił filmy nieme, w latach 20. i 30. – czarno-białe, następnie, aż do śmierci w 1963 roku, filmy kolorowe. Nie przyłączył się do żadnej szkoły estetycznej, przeciwnie – stworzył własny, niepodrabialny styl, do którego nawiązują kolejne pokolenia filmowców.
Paradoks popularności Ozu polega na tym, że budowały ją nie tylko jego filmy, ale też reżyserów, którzy się na nim wzorowali. Sam Ozu, w przeciwieństwie do Kurosawy, jest w Polsce mało znany. Może to zmienić "Tokijska opowieść" w kinach oraz zapowiadany box DVD z najważniejszymi tytułami z filmografii Ozu – "Tokijska opowieść", "Kwiat równonocy", "Dzień dobry", "Jesienne popołudnie", "Dryfujące trzciny".



Reklama
"Tokijska opowieść" – film znajdujący się na czołowych lokatach w niemal wszystkich rankingach sumujących najwybitniejsze dokonania w historii kina – zawiera charakterystyczne elementy stylu reżysera.
Fabuła jest uderzająco prosta, wręcz pretekstowa. Starzy rodzice z tradycyjnej japońskiej wioski wyruszają do Tokio. Pragną odwiedzić samodzielne już dzieci – dawno się nie widzieli. Na miejscu okazuje się, że zaistniały między nimi jednak różnice, których przy najszczerszych chęciach nie udaje się pokonać.
Pokolenie dzieci nie znajduje płaszczyzny porozumienia ze starszymi. Zmieniły się rzeczywistość i świat. Definitywnie stracili ze sobą kontakt.
W tej historii perspektywa prywatna zderzona jest z uniwersalną, obyczajową – ważnym elementem opowieści są zmiany obyczajowe w Japonii po drugiej wojnie światowej. Zachwyca też kunszt realizacji – "Tokijska opowieść" jest po prostu kinem do podziwiania. Wszystkie elementy dramaturgii filmowej zostały precyzyjnie poprowadzone: aktorstwo, kąty ustawienia kamery, operowanie światłocieniem, wreszcie pełna kontrola reżysera nad montażem, rytmem narracji, inscenizowaniem kadru.
Prace krytyków poświęcone "Tokijskiej opowieści" i "Dryfującym trzcinom" wspominają wprawdzie o szoku kulturowym, którego odbiorca z Europy może doświadczać w kontakcie z tą twórczością, jednak dziś jest on minimalny. Mimo że uznaje się Ozu za najbardziej japońskiego z japońskich reżyserów.



Różnice cywilizacyjne w wypadku kina Yasujiro Ozu mają bowiem znaczenie drugorzędne. Liczy się forma opowiadania – bardzo europejska, choć zanurzona we wschodniej kaligrafii – znawcy jego filmów pisali, że reżyseruje tak, jakby posługiwał się haiku.
W kinie tego twórcy obraz jest czasoprzestrzenią, która nie ma początku ani zwieńczenia. W wywiadach Ozu porównywał filmy do przepływu. Ważna jest dla niego nie tylko historia, ale też ruch zdarzeń oraz wyłaniająca się z tej zmiennej rzeczywistości symbolika.
Posługuje się charakterystyczną, nisko zawieszoną kamerą – to wysokość oczu człowieka siedzącego na macie. Tło traktuje jako równorzędną wartość swoich opowieści.
To wszystko stanowi dziś o wartości nie tylko kina Ozu, ale także tych, którzy uważają go za swojego mistrza – Jima Jarmuscha, Henry’ego Jagloma, Gusa Van Santa, Aki Kaurismakiego, Fernando Eimbcke, a w Polsce Andrzeja Barańskiego.
Z odbiorem jego filmów jest tak, jak mówił Wim Wenders w poświęconym Ozu dokumencie – w "Tokijskiej opowieści" można rozpoznać rodziny ze wszystkich krajów świata, własnych rodziców, samego siebie.
TOKIJSKA OPOWIEŚĆ | Japonia 1953 I reżyseria: Yasujiro Ozu I obsada: Chishu Ryu, Haruko Sugimur I dystrybucja: Gutek Film I czas: 136 min