Amerykańscy dziennikarze okrzyknęli tegoroczne nominacje "najbardziej białymi w historii", a na Twitterze rekordy popularności bije hashtag #OscarsSoWhite. Internauci zarzucają członkom Akademii Filmowej rasizm, podkreślając, że ani w kategoriach aktorskich, ani na liście nominowanych reżyserów nie znalazł żaden czarnoskóry artysta. Tym bardziej, że o oscarowe nominacje walczyli tacy aktorzy, jak Idris Elba (za rolę w "Beasts of No Nation"), Oscar Isaac (świetny w "Ex Machina") czy też partner Sylvestra Stallone w "Creed: Narodziny legendy" – Michael B. Jordan. Zdaniem krytyków stało się tak dlatego, że wśród akademików dominują starsi, biali mężczyźni.

Reklama

Ale pojawiają się też głosy przeciwne – że w ostatnim roku trudno znaleźć w kinie wybitne kreacje stworzone przez czarnoskórych artystów, a nominowanie tylko ze względu na kolor skóry inny niż biały byłoby jednak zbyt daleko posuniętą poprawnością polityczną. I że organizatorów Oscarów trudno nazwać rasistami, skoro rolę gospodarza gali powierzyli czarnoskóremu komikowi Chrisowi Rockowi.

Akademia Filmowa do tej pory nie odniosła się do zarzutów brak różnorodności rasowej na liście nominacji.

Reklama