Właśnie porozumiałam się z siecią Multikino. Już od piątku „Ida” wraca do szerokiej dystrybucji w kinach – mówi Dagmara Molga z firmy Solopan, która jest dystrybutorem filmu Pawła Pawlikowskiego. Według danych Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej „Idę” od chwili premiery w październiku 2013 r. do dziś w kinach zobaczyło zaledwie 119 tys. osób. Zaledwie, bo np. inna polska produkcja „Bogowie”, opowiadająca historię znanego kardiologa Zbigniewa Religi, przyciągnęła do kin w całej Polsce prawie 2,2 mln widzów; „Miasto 44” zobaczyło ponad 1,7 mln osób.
W promocji „Idy” pomogła już sama informacja o nominacji do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. – Od tego momentu, czyli od października 2014 r., w dwa miesiące na film poszło do kin prawie 60 tys. osób – podkreśla Molga. Dodaje, że jak na taki niszowy, niekomercyjny film to duży sukces. Zwłaszcza że tytuł był już dostępny w innych kanałach dystrybucji. – Jest non stop pokazywany w Canal+, wyszedł na DVD i Blu-Ray, a także można go zobaczyć w ofercie VoD w internecie – zwraca uwagę przedstawicielka Solopanu.
Znacznie większy sukces frekwencyjny film Pawlikowskiego odniósł za granicą. Bilety na „Idę” świetnie sprzedawały się we Włoszech, w USA i Hiszpanii. – We Francji zobaczyło go prawie 1 mln osób. Przed kinami ustawiały się kolejki – z dumą podkreśla Molga.
Reklama
Produkcja filmu kosztowała 6,2 mln zł. Niemal połowę dał Polski Instytut Sztuki Filmowej. Wpływy z biletów w Polsce wyniosły nieco ponad 2 mln zł. Producent „Idy” Opus Film o szczegółach promocji filmu mówi niechętnie. Wiadomo, że w Polsce przeznaczono na to ok. 0,5 mln zł. Zaś w USA została wynajęta agencja PR, która zadbała, aby tytuł zechcieli obejrzeć członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej przyznającej Oscary. Co roku otrzymują oni duży zestaw tytułów i jeśli chce się chociaż pomarzyć o nagrodzie, trzeba ich zachęcić, żeby sięgnęli właśnie po ten konkretny.
„Ida” miała silną konkurencję w postaci upolitycznionego, będącego bardzo na czasie, anyputinowskiego obrazu „Lewiatan” Rosjanina Andrieja Zwiagincewa. Za promocję tego tytułu odpowiadało Sony Classic, które słynie z prowadzenia agresywnych kampanii. Ten sam zagraniczny dystrybutor starał się zresztą wyjednać Oscara w 2012 r. dla innej polskiej koprodukcji „W ciemności” w reżyserii Agnieszki Holland. W tym przypadku jednak producenci starania o Oscara wpisali od początku w dystrybucję filmu.
– To nam bardzo pomogło, ponieważ obraz nie należał do łatwych. Trudniej było zgromadzić masową widownię – opowiada Wojciech Danowski ze Studia Filmowego Zebra, polskiego producenta obrazu Holland.
Kalendarz walki o Oscara najczęściej wpisany jest w logikę zdobywania widza. Najpierw w październiku Akademia Filmowa ogłasza dłuższą listę dziewięciu, a potem w styczniu krótszą – pięciu – nominowanych do nagrody tytułów. – Kulminacją i trzecią falą przypływu widzów do kin jest wręczenie statuetki. Myśmy to wszystko zaplanowali w harmonogramie dystrybucji filmu – zdradza Danowski.
W rezultacie film Holland w Polsce obejrzało ponad 1,2 mln widzów. Zebra Film na promocję i dystrybucję tytułu w kraju wydała prawie 2 mln zł, zaś sam film kosztował ok. 5 mln euro (20 mln zł). Nie miał tak szerokiej dystrybucji jak „Ida” (która pokazywana była głównie w kinach studyjnych), ale za to mogli go zobaczyć kinomani w 20 krajach świata.
„Ida” na razie zarobiła za Atlantykiem 3,7 mln dol. Ale jeśli spojrzeć na historię wpływów z biletów innych laureatów Oscara dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu, to może jeszcze trochę zarobić. Dla przykładu nagrodzony w 2007 r. niemiecki film „Życie na podsłuchu” w tygodniu po ceremonii zarobił o 60 proc. więcej niż w tygodniu ją poprzedzającym. Przekroczył jednocześnie magiczną barierę wpływów za bilety w wysokości miliona dolarów. Dzięki Oscarowi ponad milion w tydzień zarobiły również „Miłość” (laureat 2013 r.; wzrost po przyznaniu nagrody o 108 proc.) i „Rozstanie” (laureat 2012 r.; wzrost o 137 proc.).
Dodatkowym impulsem do wybrania się na film Pawlikowskiego – przynajmniej dla polskiej publiczności – mogą być kontrowersje, które niespodziewanie wybuchły wokół „Idy”. Chodzi mianowicie o oskarżenia, że film jest antypolski (bo przemilcza historyczny kontekst pokazywanych wydarzeń i utrwala stereotypy o Polakach) lub antysemicki.