Dostawcy treści online są dziś uprzywilejowani, choć nie ma do tego powodów – uważają urzędnicy resortu kultury. Mimo napięć w rządzie forsują ustawę, która nakłada na platformy cyfrowe takie obowiązki, jakie wobec twórców dziś mają kina czy telewizje. Przed majówką regulacja wypadła jednak nagle z agendy komitetu stałego Rady Ministrów. Kij w szprychy po raz kolejny wkłada kancelaria premiera.

Reklama

Napięcia w rządzie

Nowelizacja ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych to pilotowana przez resort kultury regulacja wdrażająca dwie unijne dyrektywy. Kształtują one m.in. sposób, w jaki platformy oferujące dostęp do treści online powinny się rozliczać z twórcami tych materiałów. Wytyczne są jednak dość ogólne, dlatego poszczególne kraje UE muszą przyjąć własne przepisy, które dopasują unijne zasady do lokalnej specyfiki. Czas na to minął w czerwcu 2021 r.

Polski projekt ustawypowstał rok po terminie. A w dodatku nie może się doczekać uchwalenia – prace przeciągają się z powodu napięć w rządzie, a kością niezgody jest kwestia tantiem dla artystów. To dodatkowe wynagrodzenie, które od dystrybutorów otrzymują osoby pracujące przy produkcji filmowej czy muzycznej. Platformy oferujące treści online, jak Netflix, HBO czy Spotify, dotychczas nie musiały płacić twórcom. – Kiedy ostatnio nowelizowano ustawę o prawach autorskich, taka forma dystrybucji po prostu nie istniała – przypomina Dominik Skoczek, prawnik i dyrektor Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych (ZAPA).

CZYTAJ WIĘCEJ W CZWARTKOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>