Festiwal w prestiżowym kinie Casa del Cinema otworzyła w piątek projekcja filmu “Śniegu już nigdy nie będzie Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta, którzy spotkali się z widzami.

Reżyser Lech Majewski, którego filmMłyn i krzyż” został wcześniej we Włoszech okrzyknięty arcydziełem, przywiózł na festiwal polskiego kina “Dolinę bogów” z Johnem Malkovichem w roli głównej.

Reklama

Poproszony przez PAP o ocenę kondycji kinematografii w rezultacie pandemii odparł: “Jest źle. Jestem członkiem Amerykańskiej Akademii Filmowej. Uczestniczę na Zoomie w zebraniach, słucham analiz. Wynika z nich, że kino bardzo dużo straciło, straciło widzów”.

Ogromna dewastacja

Dewastacja, jeśli chodzi o kino jest ogromna. Dodatkowo ci, którzy mają platformy streamingowe przejęli tak naprawdę formę pokazywania filmów”- zauważył Lech Majewski.

Podkreślił następnie: “Teraz sprzęt jest taki, że ludzie mogą mieć u siebie w garażu rzutnik i opuszczany ekran, zaprosić innych i wyświetlać filmy, a na platformach są ich tysiące. Właściwie kino straciło urok”.

Ciągle słyszę teorie, że to, co się wydarzyło, to jest nóż w plecy kina. Zakończyła się epoka starych potęg, czyli wielkich wytwórni, a rolę tę przejmują coraz częściej nowego rodzaju podmioty- platformy filmowe; produkują teraz studyjne filmy z ogromnymi budżetami”- stwierdził rozmówca PAP. Jego zdaniem pojawiły się "nowe zwyczaje odbioru kina”.

Reklama

Reżyser zaznaczył, że pesymistyczne opinie słyszy od producentów, właścicieli kin i dystrybutorów.

Ja osobiście jako twórca idę swoją własną drogą. Ale i mój film +Dolina bogów+ ucierpiał z powodu pandemii. Choć na przykład został zakupiony do Włoch w 2019 roku , dopiero w tym roku w czerwcu miał premierę”- wyjaśnił.

Majewski poinformował, że film ten kupiło ponad 90 krajów, ale w połowie z nich nie było jeszcze premiery. Jak dodał, "cały czas czekają aż widzowie wrócą do kin, aż pojawi się rynek do odbioru, zwłaszcza o krajach azjatyckich”.

Wilczyński też prezentuje

Mariusz Wilczyński zaprezentował w Rzymie wielokrotnie nagrodzony film animowany “Zabij to i wyjedź z tego miasta”.

W rozmowie z PAP przyznał, że trudno mu przedstawić swoją ocenę obecnej sytuacji.

Po długim okresie zamknięcia bardzo widać jednak wyraźnie, że następuje jakaś zmiana w odbiorze kultury. Nie potrafię tego jeszcze nazwać, ale wydaje mi się, że przychodzą młodzi ludzie, którzy o czymś innym chcą opowiadać, często odwracają się od tych, którzy dla nas byli autorytetami”- powiedział.

Zdaniem Mariusza Wilczyńskiego jest to też związane z tym, że bardzo rośnie pozycja kobiet i one chcą w kinie mówić o sobie.

Wyznał zarazem: “Ja jako artysta jestem alienem. Mieszkam u siebie w lesie i tam rysuję swoje filmy w samotności, więc trudno jest mi powiedzieć, czy to, co dzieje się w kinie, to zmiana na lepsze czy na gorsze”.

Ale coś się zmienia wyraźnie. Nie wiem, czy dzisiejszemu światu potrzebny jest Bergman i Fellini; to taki mój strach, nie stwierdzenie”- wyjaśnił.

Wilczyński podkreślił, że dla niego twórczość Federico Felliniego i Ingmara Bergmana to “kamienie milowe”.

Pierwszym miejscem, które odwiedziłem po przyjeździe do Rzymu była via Margutta, gdzie mieszkał Fellini”- dodał artysta.

Podczas rzymskiego festiwalu pokazano także między innymi film "Żeby nie było śladów" Jana P. Matuszyńskiego, który w tym roku był w w głównym konkursie festiwalu w Wenecji.

Odbyły się projekcje "Szarlatana" Agnieszki Holland i polsko-szwedzkiego filmu "Sweat" Magnusa von Horna z Magdaleną Koleśnik.

Specjalny hołd oddano Krzysztofowi Kieślowskiemu w przypadającą w tym roku 80. rocznicę jego urodzin i 25-lecie śmierci. Zaprezentowano "Podwójne życia Weroniki"- film z 1991 roku w odrestaurowanej wersji w technologii 4K.