W Warszawie trwa pożegnanie Krzysztofa Kowalewskiego, wybitnego polskiego aktora, który zmarł 6 lutego 2021 roku.

Z Krzysztofem Kowalewskim znaliśmy się niemal pół wieku; a w teatrze spędziliśmy razem 40 lat. Był dobrym duchem teatru i jego filarem. Jednym z tych aktorów wokół których skupia się i buduje zespół; artystą, którego możliwości wpływały na dobór repertuaru. Inspirował. Nie wiem, czy bym wystawiał „Martwe dusze”, gdybym nie miał Kowalewskiego do roli Cziczikowa.

Reklama

Był człowiekiem sympatycznym, serdecznym; kiedy się pojawiał, jaśniej robiło się w pokoju i uśmiech częściej gościł na twarzach. Urzekał autoironią i inteligencją połączoną z poczuciem humoru.

Będąc wybitnym artystą, był zarazem całkowicie skromny. Wnikliwy, ale nie oceniający, dyskretnie pomagał młodszym aktorom, którzy zresztą nadali mu przydomek „Wujek”. Jeśli teatr jest rodziną, to postać dobrego wujka pełni w nim ważną funkcję. Od „Wujka” było czego się uczyć, zarówno w sferze zawodowej jak i stosunku do pracy w teatrze.

Krzyś był dobrym, tolerancyjnym człowiekiem, żyjącym po słonecznej stronie ulicy, co nie oznacza, że godził się na otaczającą nas rzeczywistość pełną kłamstwa, krętactwa, demagogii i złych ludzi.

Sposób, w jaki budował role, skłania mnie do określenia - „wnikliwy portrecista”. Był znakomitym obserwatorem ludzi. Wiele dostrzegał: nasze słabości, wady, przywary, naszą głupotę. Potrafił to przełożyć na stworzenie pełnego portretu granej postaci. A był aktorem wszechstronnym: grał role od Szekspira po finezyjne farsy, jakie wystawialiśmy w teatrze. Był sir Tobiaszem Czkawką w „Wieczorze Trzech Króli” Szekspira, panem Jourdainem w „Mieszczaninie szlachcicem” Moliera, Cziczikowem w „Martwych duszach” Gogola, i wreszcie postacią z Koterskiego.

Również Witkacy, a przede wszystkim Mrożek znaleźli w Krzysztofie Kowalewskim idealnego wykonawcę.

Reklama

Naśladować Krzysztofa Kowalewskiego nikt nawet nie próbował się odważyć. Był aktorem kompletnie oryginalnym, niepowtarzalnym. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych – ale niepowtarzalni są. Krzysztof Kowalewski był i niepowtarzalny, i niezastąpiony.

Trudno nam będzie się przyzwyczaić do teatru bez Krzysztofa Kowalewskiego zarówno na scenie, jak i za kulisami, na zapleczu garderób teatralnych. To trudne chwile. Wieje pustką.