Film jest adaptacją wydanego w 1946 roku opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza o tym samym tytule. Nawiązuje do XVII wiecznych wydarzeń z Loudun (Francja), kiedy to szerokim echem w Europie odbiła się historia tzw. diabłów z Loudun, czyli domniemanych opętań mających miejsce w klasztorze sióstr urszulanek. Iwaszkiewicz przeniósł akcję na wschodnie tereny Rzeczypospolitej – Smoleńszczyznę - do fikcyjnego miasta Ludyń, jednocześnie zachowując ramy czasowe rzeczywistych wydarzeń. W położonym na odludziu klasztorze dochodzi do serii dziwnych wydarzeń. Zachodzi przypuszczenie, że miejscowe zakonnice, na czele z przeoryszą siostrą Joanną zostały opętane przez diabła. Do zakonu przybywa egzorcysta – ksiądz Suryn.
"W noweli Iwaszkiewicza zainteresowała mnie sprawa, która jest bardzo bliska nam wszystkim: sprawa uczuć. To jest film o naturze człowieka. Mimo bardzo specyficznego doboru postaci i realiów rozgrywa się w filmie konflikt uczuć ludzi w habitach o psychice ludzi bez habitów" – mówił w jednym z wywiadów Kawalerowicz.
Reżyser zrealizował swój obraz w Zespole Filmowym "Kadr", gdzie kierownikiem literackim był Tadeusz Konwicki. To właśnie Konwicki podsunął Kawalerowiczowi pomysł ekranizacji opowiadania Iwaszkiewicza. Scenariusz napisali wspólnie. "Autorzy wierzyli w swój scenariusz. Wiem, że pracowali nad nim bardzo intensywnie (...) Jerzy Kawalerowicz był wówczas w znakomitej formie twórczej i po prostu +żył+ tym filmem. Jego sposób widzenia, akcentowania, to, co mówił o aktorach i postaciach – były bardzo przekonujące" – opowiadał, jak podaje w książce "Zatrzymani w kadrze" Bartosz Michalak, autor zdjęć Jerzy Wójcik.
Wspaniała obsada
W rolach głównych obsadzono Lucynę Winnicką – matka Joanna; Mieczysława Voita – ksiądz Józef Suryn, rabin (dwie role) i Annę Ciepielewską – siostra Małgorzata. Oprócz tego na ekranie oglądamy m.in. Marię Chwalibóg – Antosia, Kazimierza Fabisiaka – ksiądz Brym, Franciszka Pieczkę – Odryn i Zygmunta Malawskiego – ksiądz egzorcysta.
"Chciałam grać Matkę Joannę, tylko nie bardzo wierzyłam, że to jest dla mnie rola. Był otwarty nabór dla wszystkich aktorek, każda mogła spróbować. Mnie w ogóle nie brali pod uwagę, mój mąż skreślił mnie od początku"– wspominała Winnicka, wówczas żona Kawalerowicza. Reżyser wcześniej z sukcesem współpracował już z Winnicką, choćby w "Prawdziwym końcu wielkiej wojny" (1957) i "Pociągu" (1959). Szczególnie ten drugi obraz spotkał się z uznaniem zarówno widzów, jak i krytyków. Sama zaś Winnicka za rolę Marty otrzymała specjalne wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. "Któregoś dnia mówię do Jurka +Pozwól mi spróbować, dlaczego ja nie mogę, a inni mogą+ I tak doszło do moich próbnych zdjęć i wyszło, że bez żadnej protekcji mogę mieć tę rolę. Okazało się, że tkwią we mnie nieograniczone aktorskie możliwości, których wcześniej nie wykorzystałam" – wspominała aktorka.
Winnicka do tego stopnia poświęciła się roli, że po każdym dniu zdjęciowym organizowała próby scen z dnia następnego, i to pomimo ciąży. "Trochę kłopotów sprawiały mi sceny fizyczne – związane z egzorcyzmami. Wykonywałam je wszystkie sama, poza jedną – turlania się po podłodze. Tu już nie dałam rady, po prostu byłam w ciąży z moją córką" – wyznała filmowa matka Joanna.
"Kawalerowicz dotknął w tym filmie wstydliwych stron psychiki ludzkiej: dławionych w sobie odruchów buntu wobec codzienności i sztywnych reguł życia. +Matka Joanna od Aniołów+ jest wspaniałym renesansowym gestem sprzeciwu, który pobudza wyobraźnię, sumienie, intelekt" – pisał w "Nowej Kulturze" niedługo po premierze krytyk filmowy Bolesław Michałek.
Film o problemach religii
Kilkanaście lat później, w 1974 roku, historyk filmu Alicja Helman na łamach "Filmu" recenzowała: "Wbrew pozorom, klasztornej scenerii i kostiumom bohaterów +Matka Joanna od Aniołów+ nie jest filmem traktującym o problemach religii; nie było w nim elementów polemiki z katolicyzmem czy fideizmem. Kawalerowicza interesował odwieczny problem człowieka wobec zakazu; natury ludzkiej wobec dobrowolnie przyjętych lub narzuconych ograniczeń; jednostki wobec ogółu". Mimo to ówczesna władza uznała obraz Kawalerowicza za dzieło czysto katolickie, nawołując do jego bojkotu. Paradoksalnie jej sprzymierzeńcem w zniechęcaniu do odwiedzania kin został Kościół katolicki, dla którego był to z kolei film antyklerykalny. Widzowie jednak nie posłuchali.
"Kiedy film został zgłoszony do Cannes z Watykanu zaczęto naciskać na organizatorów, by +Matkę Joannę + całkowicie wykluczyć z konkursu. Wiem, że cała sprawa otarła się nawet o francuskie Ministerstwo Kultury" – wspominał reżyser. Kawalerowicz został uprzedzony przez dyrektora festiwalu, że jeśli film ma zostać wyświetlony, to pokaz musi odbyć się jak najszybciej. Ostatecznie "Matkę" pokazano w pierwszym dniu konkursu, nie zaś jak pierwotnie planowano pod koniec imprezy.
Iwaszkiewicz zaś, jak podaje Michalak w "Zatrzymanych...", po obejrzeniu filmu komplementował twórców: "Jak pan to wymyślił? Ja przecież napisałem coś innego, w moim opowiadaniu życie jest inaczej sformułowane, a pan przedstawił jego syntezę".
Zdaniem Wójcika kluczem do sukcesu była decyzja, że film będzie czarno-biały. "Koncepcja plastyczna filmu polega na tym, że wszystko co tam jest czernią, odgrywało ogromną funkcję. Chodziło o funkcję przemienności, jakby zamieszkiwania tego, co jest dobre i co jest złe, w czerni i bieli lub w bieli i w czerni. Wszystko, co jest szarością, pojęciem, które może być drogą ku czerni, albo drogą ku bieli, to było przedmiotem naszej rozmowy" – wspominał.
Na łamach "Filmu" Helman pisała: "Film rozgrywa się w pejzażu, który recenzenci nazwali +księżycowym+, o nieokreślonej porze roku i dnia; +nigdy+ i +nigdzie+, a więc zawsze i wszędzie - w znaczeniu metafizycznym. +Matka Joanna od Aniołów"+ jest bowiem filmem o odwiecznym dramacie człowieka."
Filmoznawca Seweryn Kuśmierczyk ma podobne spostrzeżenia, zauważając, że film pokazuje "dramat natury ludzkiej". Historyk filmu Zygmunt Machwitz pisał w tym kontekście o dostrzeżeniu demonizmu w ich wnętrzach i rozdzierających sprzecznościach tkwiących w ich duszach. Matka Joanna próbuje wyzbyć się klasztornego gorsetu, zaś ksiądz Suryn przeżywa stan tragicznego rozdwojenia. Tragedia uczuć dopełniona jest traktatem o egzystencjalnych dramatach i cienkiej, nieoczywistej granicy dobra i zła.
"Pomiędzy początkiem a końcem filmu rozpięta jest dramatyczna, linearnie prowadzona, opowieść o księdzu który zamiast wyzwolić mniszki spod panowania demonów, sam pada ich ofiarą" – dostrzegł w swojej recenzji Jan Rek. Z kolei Helman analizując Joannę zauważa, że "buntuje się przeciw przymusowym ograniczeniom, męczy ją nuda i jałowość egzystencji gdzieś na odludziu. Jest kobietą atrakcyjną, dobrze urodzoną, prawdopodobnie wykształconą. (…) kobietą, która ma wszelkie prawo, by oczekiwać miłości i pozwala nam domyślać się, iż zasługuje na inne życie niż zamkniecie w prowincjonalnym klasztorze".
Dramaty filmowych postaci rozgrywają się na wyjątkowo nacechowanym symboliką tle. "+Pustynny, księżycowy krajobraz+ – tak właśnie krytyka najczęściej określała miejsce, w którym rozgrywa się akcja filmu. Jest to piaszczysta, pełna zagłębień, nierówna, nieco wklęsła przestrzeń, przypominająca kształtem okrąg lub owal, otoczona skarpą i wznosząca się ku górze w miarę zbliżana się do linii horyzontu. Na tak wyznaczonym terytorium zostały zlokalizowane cztery budynki. Dowiadujemy się o ich istnieniu i poznajemy ich rozmieszczenie w miarę rozwoju akcji filmu"– pisał Kuśmierczyk na łamach "Kwartalnika Filmowego".
Ciemna karczma sprawia wrażenie ciasnej, panuje w niej półmrok. Kontrastuje z nią klasztor – jasny, obszerny o wysokich ścianach. Klasztor góruje nad okolicą, a jego dzwon jest czymś więcej niż wskazówką dla zgubionych wędrownych. Symbolizuje kościół wskazujący wiernym drogę do zbawienia. "Przestrzeni tajemniczej, złej i grzesznej jest przeciwstawiony świat pozostający w bliskim związku z niebem i Bogiem" – podsumował recenzent.
Konwicki w wywiadzie udzielonym "Życiu Warszawy" podczas końcowych prac nad filmem mówił: "Wprowadziliśmy jedność miejsca, eliminując podróże księdza Suryna; aby nie wpaść w anegdotkę obyczajową, zredukowaliśmy tło, rezygnując z wielu realiów. Film kostiumowy ustawia się z góry w kategoriach historycznych. My chcieliśmy uwypuklić współczesność warstwy psychologicznej Iwaszkiewicza".
Z perspektywy czasu w wywiadzie dla Polskiego Radia w 1998 roku, reżyser podsumował swój obraz, jako "film o głodzie uczuć. O tym, że dogmaty stanęły na drodze temu najbardziej ludzkiemu uczuciu, jakim jest miłość mężczyzny i kobiety. Sprawa jest bardziej skomplikowana, ale jest to film przeciwko dogmatom".
"Matka Joanna od Aniołów" to jeden z najlepszych filmów Kawalerowicza i jeden z ważniejszych obrazów Polskiej Szkoły Filmowej. Zachwycił nie tylko widzów, ale i zagraniczną krytykę.W 1961 roku na Międzynarodowym Festiwalu w Cannes Złota Palmę otrzymał Luis Buñuel i jego "Viridiana". Dość podobna tematycznie, rywalizująca z obrazem Hiszpana, "Matka..." zdobyła w Cannes Srebrną Palmę – Nagrodę Specjalną Jury. Film dostał również szereg innych nagród na świecie, jak Wyróżnienie Komisji Filmowej kościoła ewangelickiego w Holandii, Nagroda Młodej Krytyki na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Oberhausen (1963), Nagroda Stowarzyszenia Dziennikarzy Brazylijskich, czy Nagroda Krytyki Filmowej na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Panamie (1966). Lucyna Winnicka została uhonorowana Kryształową Gwiazdą Francuskiej Akademii Filmowej (1961).
Słynny amerykański reżyser i miłośnik polskiego kina Martin Scorsese (m.in. "Taksówkarz", "Ostatnie kuszenie Chrystusa", "Chłopcy z ferajny"), uznał film Kawalerowicza za jedno z arcydzieł polskiej kinematografii. "Nie umiem wytłumaczyć, jak wielki wpływ miało wasze kino – panowie Wajda, Polański, Skolimowski, cała grupa tego czasu – na moją twórczość filmową. I ma do dziś, bo gdy robię film zazwyczaj łapię się na tym, że pokazuję aktorom czy operatorom właśnie polskie filmy" – mówił podczas przygotowań do organizacji pokazów polskich filmów w Stanach Zjednoczonych. Jednym z dzieł wówczas wyświetlanych była "Matka Joanna od Aniołów".