Pewnego dnia sam zgłasza się do agencji, mówiąc, że w zamian za nietykalność wyda wszystkie szychy przestępczego świata. Raymond – nazywany "konsierżem zbrodni" – współpracował bowiem z niemal każdym, kto w kryminalnym biznesie zajmował znaczącą pozycję. Rozmawiać chce tylko z jedną osobą – Elizabeth Keen, specjalistką od tworzenia profili psychologicznych zbrodniarzy. Rozpoczyna się gra w kotka i myszkę, której finał naprawdę trudno przewidzieć.
Twórcy "Czarnej listy" przygotowali bowiem niejedną scenariuszową woltę. Serial okazał się olbrzymim hitem – w Stanach Zjednoczonych ruszył niedawno drugi sezon, zaś Netflix zapłacił za prawo do pokazywania serialu po 2 miliony dolarów za odcinek (a każda seria liczy 22 epizody).
Przyznaję, że popularność tego serialu zrozumieć mi dość trudno. Owszem, to solidna telewizyjna robota, ze znakomitą, przykuwającą uwagę rolą Jamesa Spadera, ale niewiele więcej. Wszystkie wątki rozwijają się w zaskakujący sposób, niespodziewanie łączą ze sobą, kolejne odcinki przynoszą mniej odpowiedzi, a więcej pytań, jednak "Czarna lista" jest przy tym zaskakująco mało wciągająca, a bohaterowie – może poza dwójką głównych postaci – schematyczni i bezbarwni. W sumie widowisko jednorazowego użytku, ale w końcu nie każdy serial może osiągnąć poziom "Breaking Bad" czy "House of Cards".
CZARNA LISTA, sezon 1 | dystrybucja: Imperial Cinepix