Minął rok od premiery "Sponsoringu", a ty nadal jesteś za tę rolę nagradzana. Tym razem otrzymałaś nagrodę Polskiej Akademii Filmowej Orzeł 2013. Jak ją traktujesz?
Joanna Kulig: Jako podsumowanie, olbrzymie wyróżnienie i zwieńczenie mojej pracy przy tym filmie. Moja przygoda ze "Sponsoringiem" trwała rok. Jeździliśmy z nim po różnych krajach, spotykaliśmy się ze wspaniałymi ludźmi. Ta nagroda jest swego rodzaju zamknięciem pewnych przeżyć i spotkań z widownią na festiwalach w Berlinie, Londynie, Nowym Jorku.
Jakie masz teraz plany?
W tej chwili razem z Marcinem Wroną przygotowujemy spektakl muzyczny "Chopin musi umrzeć", za którego produkcję odpowiada firma z Londynu. Mamy mało czasu, ale temat jest bardzo ciekawy. Premiera już 12 kwietnia w Teatrze Palladium w Warszawie, a 20 kwietnia w Londynie. Bardzo się cieszę, że wracam na deski teatralne. Od trzech lat nie miałam na to czasu, ponieważ grałam w filmach i podróżowałam. Moja radość jest tym większa, że wracam do teatru w formie muzycznej.
Za sprawą filmów, w których grasz, coraz częściej pojawiasz się w mediach. Jaki masz stosunek do show-biznesu?
Z jednej strony wiem, że media są bardzo potrzebne i ważne, jednak z drugiej strony wiele rzeczy mi się nie podoba. Ostatnio został opublikowany wywiad, którego nie udzieliłam. To było dla mnie wielkie nadużycie, ale podobno tak się dzieje. Są złe i dobre aspekty mediów. Dzięki nim przecież widzowie mogą obserwować naszą twórczość, brać udział w pewnym dialogu z nami. Ja też lubiłam czytać o swoich ulubionych artystkach, dlatego z mediami po prostu trzeba się oswoić.
W związku z promocją filmów zwiedziłaś kawał świata. Do którego z tych miejsc z chęcią wracasz?
Bardzo spodobał mi się Paryż. Spędziłam tam pół roku, podczas zdjęć do "Sponsoringu". Mam tam kilka ulubionych miejsc m.in. Place de la Republique. Oczarowały mnie ulice tego miasta, kawiarenki. Lubię tam wracać.