Reklama
Reklama
Warszawa
Reklama

Nowe "Sin City" grzechu nie warte [RECENZJA]

5 września 2014, 14:00
Dziewięć lat pomiędzy częścią pierwszą i drugą nie minęło jak jeden dzień. Sporo się w tym czasie wydarzyło w życiu widzów i w historii kina. Boom na komiksowe adaptacje, które w ostatniej dekadzie zdominowały repertuary, wywindował jakość ekranizacji obrazkowych opowieści i zaostrzył tylko apetyt na dzieło Rodrigueza i Millera. Mimo prawie dekady na karku, ich "Sin City" z 2005 roku wciąż uchodzi za najwierniej przeniesioną na ekran kin adaptację komiksu. Charakterystyczna forma "jedynki" miała stanowić punkt wyjścia "Damulki" i zyskać stosowne rozwinięcie
Dziewięć lat pomiędzy częścią pierwszą i drugą nie minęło jak jeden dzień. Sporo się w tym czasie wydarzyło w życiu widzów i w historii kina. Boom na komiksowe adaptacje, które w ostatniej dekadzie zdominowały repertuary, wywindował jakość ekranizacji obrazkowych opowieści i zaostrzył tylko apetyt na dzieło Rodrigueza i Millera. Mimo prawie dekady na karku, ich "Sin City" z 2005 roku wciąż uchodzi za najwierniej przeniesioną na ekran kin adaptację komiksu. Charakterystyczna forma "jedynki" miała stanowić punkt wyjścia "Damulki" i zyskać stosowne rozwinięcie / Media
– Druga część "Sin City" jest co najwyżej kopią filmu sprzed lat. Brakuje oryginalności i pomysłu na to, jak zagospodarować filmową przestrzeń, a także jak wykorzystać kilkanaście gorących nazwisk aktorów, którzy stanęli na planie – pisze dla "Dziennika. Gazety Prawnej" Artur Zaborski.

Powiązane

Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję

Reklama
Reklama

Oceń jakość naszego artykułu

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna

Powiedz nam, jak możemy poprawić artykuł.
Zaznacz określenie, które dotyczy przeczytanej treści:
Reklama
Zobacz
Reklama