Czasu wolnego od małego miała niewiele. Do 10. roku życia nakręciła ponad 20 spotów dla firmy Matell i zaliczyła tournee z formacją taneczną Texas Show Team, z którą odwiedziła nawet ZSRR. Zagrała również w kilku serialowych epizodach i komedii familijnej "Mała milionerka". Mama Pat Hewitt bardzo dbała, by jej zdolna córeczka nigdy się nie nudziła, więc woziła Love na lekcje stepowania, tańca nowoczesnego oraz baletu. Zaczęła zaraz po piątych urodzinach Jennifer.

Reklama

Jedna z pięciorga

Rozpoznawalna stała się dopiero jako Sara Reeves, dziewczyna Baileya- jednego z piątki dzieciaków Salingerów, które muszą radzić sobie same po tragicznej śmierci rodziców. Dzięki serialowi "Ich pięcioro" (w Polsce nadawanemu przez TVP 2) kariera Jennifer nabrała rozpędu. Ale nie tylko jej- tasiemiec, któremu początkowo groziło zawieszenie z powodu niskiej oglądalności, stał się jednym z największych przebojów kanału Fox i rozciągnął do sześciu sezonów, przynosząc rozgłos także innym swym aktorom: Neve Campbell, Matthew Foxowi (późniejszemu "Zagubionemu") oraz Scottowi Wolfowi.
Tylko drobniutka (159 cm wzrostu) panna Hewit dostała w prezencie od producentów swój własny serial. "A życie kołem się toczy" ("Time Of Your Life") pomyślane było jako kontynuacja losów Sary w Nowym Jorku, do którego wyruszyła na poszukiwanie biologicznego ojca. Jednak mimo wielkiej popularności jego gwiazdy, nie powtórzył sukcesu pierwowzoru. Emisję przerwano w połowie pierwszego sezonu. Lecz wtedy już JLH miała za sobą "Koszmar minionego lata" i rolę jedynej rozgarniętej w kontynuacji kasowego megahitu "Koszmarze następnego lata". Laureatkę Blockbuster Entertainment Award uznano za jedną z najgorętszych gwiazd końca lat 90.

Nie była Julią

Filmowych przebojów ma na koncie jeszcze tylko kilka: "Wielki podryw" razem z Sigourney Weaver, "Smoking" (który nosiła z Jackie Chanem), dwa odcinki przygód najbardziej leniwego kota świata "Garfielda". O wiele ciekawiej prezentuje się lista obrazów, do których Jennifer Love Hewit, mimo starań, angażu nie dostała. Odrzucono ją przy kompletowaniu obsady do skandalizującej "Lolity" i dramatu "W matni". Zgłosiła swe zainteresowanie rolą Trici Jones w "Szczurach z supermarketu", ale reżyser Kevin Smith wolał Renée Humphrey. Z Claire Danes z kolei przegrała rywalizację o występ w ekranizacji "Romea i Julii" u boku boskiego Leo DiCaprio.

Równie ciężko było Jennifer przekonać do swego talentu krytyków muzycznych, którzy przyznali jej tytuł najgorzej śpiewającej celebrities. W rankingu magazynu "King" Love Hewitt wyprzedziła takie wokalne beztalencia, jak Naomi Campbell i grająca córkę Tony’ego Soprano Jamie Lynn Singer. W tyle pozostawiła nawet Davida Hasselhoffa. Ale i tym, i cierpkimi słowami nie przejęła się wcale. Na koncie ma przecież już pięć albumów (pierwszy "Love Songs" były w 1992 roku wielkim hitem w Japonii, ostatni, składankowy "Cool With You- Platinum Collection" wydała w 2006 roku), a planuje kolejne. Bo kocha śpiewać. Kto nie chce, niech nie słucha.

Dziewczyna pracująca (żadnej pracy się nie boi)

Reklama

W branży ma opinię pracusia. Potrafi wstać o trzeciej nad ranem, by nanieść poprawki na scenariusz filmu, w którym ma zagrać. Takich nieprzespanych nocy zdarza się wiele, skoro Jennifer Love Hewitt występuje w średnio trzech- czterach produkcjach rocznie (w sumie ma ich na koncie ponad 40) i tuzinach serialowych epizodów.
Równie chętnie namawia w kampaniach społecznych do picia mleka, pomaga w wydawaniu bezpłatnych posiłków bezdomnych, produkuje własne programy (co ciekawsze- o tematyce sportowej) i pojawia się w teledyskach zaprzyjaźnionych gwiazd, dzięki czemu brukowce mogą pisać o kolejnych romansach 28-letniej gwiazdy. Choćby z nieodrodnym synem swego ojca Enriquem Iglesiasem, któremu Jennifer towarzyszyła na planie "Hero". W sumie trudno się dziwić: boski Enrique, seksowna Jennifer, torba wypełniona dolarami, mały motelik i dużo namiętności... Skojarzenia są nieuniknione tym bardziej że panna Love słynie z gorącego serca i upodobania do zmian narzeczonych. Było ich tak wielu, że w rankingu największych podrywaczy i podrywaczek opublikowanym przez amerykański magazyn "In Touch Weekly", gwiazda zajęła czwarte miejsce (zaraz po Lennym Kravitzu, Paris Hilton i Matthew Perrym).
Najdłużej, bo trzy lata, spotykała się z prezenterem MTV, Carsonem Daly. Od listopada 2007 roku Hewitt nosi jednak na palcu stary, ponad 100-letni pierścionek zaręczynowy, który podarował jej szkocki aktor Ross McCall.

All You Need Is Love

W końcu imię zobowiązuje. Nawet to drugie. Love wybrała dla niej matka, na cześć najlepszej przyjaciółki z czasów studenckich. Tak do dziś nazywają ją krewni i przyjaciele. Pierwsze zawdzięcza starszemu bratu Toddowi, zakochanemu kiedyś w pięknej blondynce imieniem Jennifer. Przez chwilę w Hollywood nazywaną ją nową Audrey Hepburn. Ze względu na podobieństwo fizyczne i główną rolę w telewizyjnej adaptacji biografii legendy kina. Bo Jennifer Love Hewitt chciałaby być jak Audrey. Grać w filmach tak dobrych, jak jej ulubione "Śniadanie u Tiffany’ego". I pozbyć się wreszcie etykietki "miłej, lecz naiwnej dziewczyny z sąsiedztwa".

"Ciągle czekam na nowe, sensowne propozycje. Ról podobnych do tych, jakie otrzymują Julia Roberts i Gwyneth Paltrow. Nie chcę być sklasyfikowana jako dobra jedynie w horrorach czy filmach dla młodzieży" - tłumaczy. Nie czeka jednak z założonymi rękami. Gra nieustająco. Od 2005 roku rozmawiającą z duchami młodą mężatkę Melindę Gordon w serialu "Zaklinacz dusz" (w Polsce możemy go oglądać na kanale Fox Life). I jako damska odmiana prawdziwego medium Jamesa Van Praagha znów odniosła sukces.

(Prawie) króliczek

Telewizja dała aktorce drugie życie. A trochę Hugh Hefner. Legendarny szef "Playboya" zaproponował Jennifer Love Hewitt rozbieraną sesję i okrągłą sumkę za prezentację wdzięków na łamach słynnego magazynu. Chciał dobrze, zareagował bowiem na artykuły w plotkarskiej prasie nazywające gwiazdę "grubaską". Ale gwiazda "Nagiej prawdy o miłości", choć "poczuła się zaszczycona", odrzuciła pomocną dłoń Hugh. Nie pomogły też prośby i petycje tysięcy internautów proszących, by się rozebrała. Choćby pokazała swój głośny biust... Głośny nie tyle pokaźnymi rozmiarami, co umiejętnościami. Aktorka twierdzi bowiem, że jej piersi mają w zwyczaju komunikować się z piersiami innych kobiet:- Moje cycki są bardzo gadatliwe. Mówią: "jesteśmy większe od was", kiedy jestem w centrum handlowym i widzą inną parę cycków- przekonuje Jennifer.