Lubię komiksy z Garfieldem za dowcip celnie wykoślawiający codzienność. I lubię samego Garfielda. Za jego osobowość sybaryty, wrodzoną kocią złośliwość, a nade wszystko za stoicki, filozoficzny spokój, z jakim spogląda na świat, postrzegając go przez pryzmat pełnej michy i wygodnego łóżka. Jego twórca Jim Davies nadal potrafi w krótkiej historyjce błyskotliwie spuentować rzeczywistość.
Gdy przed dwoma laty Garfield zostawał gwiazdą filmową, wydawało się, że jest szansa, by komiksowy styl przenieść na ekran. Niestety, w obydwu aktorsko-animowanych filmach z Garfieldem biednego kota wciągnęła hollywoodzka machina do przerabiania tego, co wyjątkowe, na to, co standardowe, i wtłoczyła w model głupiej familijnej rozrywki.
Tym razem Garfielda oglądamy w wersji animowano-komputerowej. Najbardziej leniwy kot świata traci poczucie humoru i wraz z psiakiem Odie’m wyrusza do źródła magicznej wody, dzięki której ma nadzieję odzyskać umiejętność rozśmieszania publiczności i zdobyć główną nagrodę na dorocznym festynie humoru. Scenariusz napisał tym razem sam Davies. I choć przemycił całkiem sporo miłych dla miłośników obrazkowego oryginału dialogowych i sytuacyjnych smaczków, cała fabułka jest raczej prostą bajeczką dla najmłodszych widzów. Bajkowy świat jest cukierkowo umowny i kiczowaty, wszystko rozgrywa się ściśle wedle schematu baśniowej wędrówki ożywianego różnej klasy dowcipem. Momentami bywa naprawdę zabawnie, ale dominuje jednak bajkowa sztampa. Tak pewnie miało być, bo to w końcu produkcja adresowana przede wszystkim do widowni dziecięcej. I jako taka całkiem nieźle się broni. Ciekawą animacją, bezpretensjonalizmem, niewymuszoną prostotą szczelnie maskującą dydaktyczny banał. Tylko trochę szkoda, że na taki film o Garfieldzie, jaki mógłby zadowolić zdeklarowanych fanów komiksowego oryginału, trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Garfield: Festyn humoru (Garfield’s Fun Fest)
USA, Korea Południowa 2007; reżyseria: Mark A.Z. Dippe; dystrybucja: Imperial – Cinepix; czas: 78 min
Premiera: 19 września